Indeksy w USA wzrosły wczoraj prawie 7 procent. Inwestorzy wybronili ważne poziomy wsparcia.
Wczorajsza sesja była poniekąd kopią przedwczorajszej, jednak ze _ znakiem przeciwnym _. Handel był ogromnie zmienny - rozpiętość notowań Dow Jonesa wyniosła bowiem aż 600 punktów.
S&P zakończył dzień prawie 7 proc. wzrostem, Dow Jones 6,6 proc. a Nasdaq 6,5 procentowym. Optymizmu inwestorów nie załamały słabe tygodniowe dane z rynku pracy, z których wynika, że liczba osób wnioskujących o zasiłek dla bezrobotnych jest najwyższa od 7 lat.
Skąd takie wzrosty? Wynikają one przede wszystkich z technicznych wsparć indeksów. Gdy w pierwszej połowie sesji podaż akcji miała przewagę nad popytem, indeksy osiągnęły najniższe poziomy w całej bessie. I tak S&P przebił granicę (dołek) 850 pkt., a Dow Jones zszedł nawet poniżej 8 tys. punktów.
Tak niskie poziomy cen akcji uruchomiły popyt, który przeszedł w drugą skrajność i zaczął kupować na potęgę. Bykom udało się więc obronić psychologiczne wsparcia w sposób po prostu książkowy.
Co ciekawe - wzrosty odbyły się w ostatnich godzinach sesji. Najszerszy indeks S&P w przeciągu ostatnich 60 minut zyskał 6 procent na wartości.
Możliwe również, że część kupujących już teraz liczy na owocne postanowienia na piątkowo-sobotnim globalnym szczycie dotyczącym kryzysu.