Po wprowadzeniu przez USA w piątek o szóstej rano 25-procentowego cła na import stali i 10-procentowego na aluminium, niemiecki minister gospodarki zapowiedział koordynowanie odpowiedzi ze strony Unii, Kanady i Meksyku. Nie bez powodu odzywa się akurat Niemiec. To właśnie ten kraj dotkną najbardziej cła w Stanach.
Kanada zapowiedziała cła odwetowe m.in. na sok pomarańczowy i whisky. Unia Europejska zaczęła na razie ostrożnie - zagroziła podwyższonymi taryfami na motocykle Harley Davidson i na burbon. Akcje Harleya spadły w czwartek o 2,2 proc. W marcu Komisja Europejska stworzyła nawet potencjalną listę produktów do oclenia, na której znalazły się oprócz motocykli i alkoholu również kukurydza, koszule, dżinsy, niektóre kosmetyki oraz stal i produkty stalowe - sprzedaje się ich w Unii za łącznie 2,8 mld euro rocznie.
Może by tak kupić whisky na zapas?
Może do Kanady trafia dużo soku pomarańczowego z USA, ale do Europy w ub. roku przywieziono stamtąd zaledwie 11,3 mln litrów o wartości 16 mln euro (rok wcześniej za 49 mln euro), z czego tylko 35 tys. litrów o wartości 41 tys. euro trafiło do Polski - nie są to ilości, które mogłyby wpłynąć na ceny.
Dużo bardziej dotkliwe amerykańskie cła mogą okazać się dla miłośników whisky. Z 73 mln litrów importu w ub. roku, USA były drugim krajem dostarczający ten trunek na rynek unijny, po Wielkiej Brytanii (295 mln litrów), a przed Irlandią. Zmniejszona podaż wywoła prawdopodobnie wzrost cen. Można to zjawisko uprzedzić, zaopatrując się na zapas.
Poza smakoszami „wódki na myszach” (jak to mówił jeden z bohaterów kultowego "Misia") i fanów marki Harley Davidson, którzy przymierzali się do kupna motocykla, Polaków ta wojna chwilowo nie interesuje. Eksport stali i aluminium do USA mamy śladowy, a i cła importowe nie powinny wpłynąć na ceny produktów powszechnego użytku.
Górnicy z JSW znowu będą mieć pod górkę
Nasi zachodni sąsiedzi wysyłają do Stanów Zjednoczonych aż 26 proc. unijnego eksportu stali i aluminium - w ub. roku sprzedali ich tam za łącznie 1,9 mld euro z 112 mld euro łącznego eksportu do USA. Dla porównania sprzedaż z Polski wyniosła zaledwie 31 mln euro. Kanada jest największym dostawcą stali na rynek swojego południowego sąsiada, mają więc z Niemcami wspólne interesy.
- Polska nie eksportuje dużo stali i aluminium do USA, więc bezpośrednio cła nas nie dotkną. Prawdopodobnie jednak wzrost protekcjonizmu w handlu światowym - jeśli nie skończy się na cłach USA, a pojawią się działania odwetowe - przełoży się na gospodarkę na świecie, m.in. w Niemczech, co dotknie również Polskę - powiedział money.pl Marcin Luziński, ekonomista BZ WBK. - Mimo że nie mamy silnych powiązań z USA, to ewentualna wojna handlowa odbije się też na nas - dodał.
Oberwać może się nam pośrednio. Głównie hutnictwu i górnictwu. Producenci stali i aluminium z Niemiec, Francji, Włoch i Wielkiej Brytanii dotąd kierujący wyroby do USA, teraz będą musieli znaleźć innych odbiorców. Pierwszym kierunkiem będzie pewnie Europa, gdzie ceny stali i aluminium przy zwiększonej podaży powinny pójść w dół.
Stalownie może ucierpią, ale pośrednio obniży się koszt produkcji samochodów, czy na przykład budowy dróg oraz mostów. Zapowiedziane przez premiera Morawieckiego 22 planowane mosty w Polsce będą prawdopodobnie tańsze.
Część produkcji stali może być jednak ograniczona, a to przełoży się na mniejsze zapotrzebowanie na koks w Europie. Ucierpi na tym JSW, która wydobyła się dopiero z olbrzymich kłopotów dzięki dobrym cenom na węgiel koksujący. Górnicy dostali nawet podwyżkę, tj. przywrócono im dodatki z dobrych czasów.
Problem byłby dla nas już bardzo poważny, gdyby przy niewykluczonej eskalacji konfliktu amerykańskie cła były rozszerzone na przykład na samochody. To w tej branży Unia ma największą przewagę w relacji z USA.
Towary, które są przedmiotem największego handlu między UE a USA (mld euro) src="https://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1498393175&de=1529939400&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=BTCSTAMPUSD&colors%5B0%5D=%230082ff&tid=0&w=605&h=284&cm=0&lp=1"/>
Niemcy dostają przy tym największy kawałek tortu, osiągając z USA największą nadwyżkę handlową w Unii - 66 mld euro w ub. roku - głównie właśnie na samochodach (22 mld euro nadwyżki). A to polskie zakłady są producentami wielu części do tychże samochodów i spora część naszej gospodarki zarabia na niemieckim eksporcie do USA.
- Z niecierpliwością czekamy na dalsze negocjacje, zarówno z Kanadą i Meksykiem z jednej strony, jak i z Komisją Europejską, z drugiej strony, ponieważ są inne kwestie, które również musimy rozwiązać - powiedział sekretarz stanu do spraw handlu Wilbur Ross w czwartek, co zabrzmiało dość złowieszczo, jakby USA nie zamierzały poprzestać na stali i aluminium.
Mocarstwo nie chce tracić kontroli nad zbrojeniówką
Deficyt w handlu zagranicznym USA utrzymuje się już od początku lat 80. ubiegłego wieku i rośnie. W 2006 roku przekraczał nawet poziom 65 mld dol. miesięcznie. Obecnie to wartości rzędu 40 mld dol. miesięcznie. Teoretycznie w cłach chodzi o to, żeby ten deficyt ograniczyć.
- Uważam, że walka z deficytem handlowym, o ile nie jest on nadmierny, to dziwny pomysł - twierdzi Luziński. - W USA może chodzić o interesy amerykańskiego sektora zbrojeniowego. Bardzo dużo wydają na armię i ich przemysł zbrojeniowy potrzebuje sporo surowców. Pewnie obawiają się, że jeśli za bardzo uzależnią się od zagranicy, to mogą stracić pozycję mocarstwa. Może to być bardziej powód geopolityczny niż gospodarczy - wskazuje.
Uważa, że właśnie z tego powodu zwykle Amerykanie zaczynają rozmowy o cłach od właśnie stali i aluminium.
- To nie jest pierwszy raz - ostatnio w 2002 USA też wprowadzały cła na te same produkty. Potem szybko się z tego wycofywały. Mam nadzieję, że tak będzie i tym razem - dodaje ekonomista.
Przyjmijmy jednak, że te kroki mają zmienić olbrzymi deficyt handlowy USA. Skąd on się w ogóle bierze i czy jest groźny?
- Deficyt USA bierze się z tego, że amerykańska gospodarka jest największa na świecie, a amerykańskie aktywa uważane są za bardzo bezpieczne. Jest tam duży rynek krajowy, zamożni konsumenci i wiele firm z całego świata chce być tam obecnych. USA dużo importuje, ale dużo nie eksportuje. Duże gospodarki mają to do siebie, że eksport jest mniej ważny dla ich rozwoju. Status gospodarki wpływa na kurs dolara - ten ma zawyżoną wartość do innych walut światowych, co obniża zyskowność eksportu, a zmniejsza koszt importu - opisuje Luziński.
Obroty handlowe UE z USA (mld eur) src="https://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1498393175&de=1529939400&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=BTCSTAMPUSD&colors%5B0%5D=%230082ff&tid=0&w=605&h=284&cm=0&lp=1"/>
Co USA mogłyby zrobić, żeby deficyt zmniejszyć, nie stosując dość drastycznej metody, jaką są cła?
- Amerykańskie firmy musiałyby nabrać chęci do eksportowania. Skłonić je do tego mogłoby np. osłabienie dolara i wzrost konkurencyjności cenowej amerykańskich produktów - analizuje ekonomista.
- Deficyt handlowy to ogólnie rzecz biorąc nie jest jednak nic złego. Są gospodarki, w których jest nadwyżka, np. w Niemczech, gdzie przez wiele lat eksportowanie było sportem narodowym. Chińczycy też dużo eksportują, żeby podbijać rynki i się rozwijać. To, że gdzieś są nadwyżki, a gdzie indziej deficyty, jest naturalne - wskazuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl