Zgodnie z przewidywaniami ekonomistów zwycięstwo Donalda Trumpa wywołało spadki cen akcji na giełdach całego świata. Paweł Cymcyk, makler papierów wartościowych, analityk i autor bloga DNA Rynków uspokaja, że wielki krach nam na razie nie grozi.
Jak zareagował pan na wyniki wyborów w USA? To kolejna po Brexicie duża zmiana.
Paweł Cymcyk: Nie byłem zwolennikiem żadnego z kandydatów, ale akurat wybór reprezentanta republikanów był większym zaskoczeniem. To wyjątkowy czas. Rok 2016 upływa pod znakiem zerwania ze status quo i łamania kompromisów. Tak było w czerwcu w Wielkiej Brytanii i teraz mamy powtórkę z rozrywki w Stanach Zjednoczonych. Najpierw w obu przypadkach wydawało się, że są to scenariusze wręcz nierealne. Do samych wyborów były raczej mało prawdopodobne, by ostatecznie stać się rzeczywistością.
Inwestorzy giełdowi w nowej rzeczywistości nie odnajdują się najlepiej. Japońska giełda straciła 5 proc. W pewnym momencie podobnie było w USA, gdzie nawet wstrzymano handel kontraktami terminowymi.
Takie ruchy nie dziwią. To normalna reakcja inwestorów, którzy ustawiali się pod wygraną kandydatki Demokratów. Porażka Clinton spowodowała konieczność dostosowania się do nowych realiów. Podobną sytuację widzieliśmy po referendum na Wyspach. Pytanie czy w dłuższym okresie utrzyma się presja na spadki wycen akcji. Według mnie pierwsza reakcja była przesadzona.
Czyli Trump nie jest takim złem wcielonym jak niektórzy próbowali go przedstawiać?
Patrząc na to przez pryzmat kompetencji prezydenta USA, wydaje się, że nie będzie katastrofy. Trump z dnia na dzień nie wyłączy gospodarki. W związku z tym po mocnych spadkach cen akcji, wkrótce powinniśmy widzieć ich odbicie w górę.
Faktycznie ostatnie godziny przyniosły stabilizację. Giełda w USA odrabia straty, a spadki na głównych parkietach europejskich nie przekraczają na razie 2 proc.
Spadki tego rzędu są niestandardowe, ale też nie wyjątkowo duże jak na te okoliczności. W związku z tym patrzę na sytuację na giełdach bardziej jako okazję do inwestycji niż początek wielkiego krachu.
Bloomberg ostrzegł, że wybór Trumpa może przyczynić się do odłożenia w czasie podwyżek stóp procentowych przez bank centralny USA. Do tej pory grudniowy termin był niemal pewny.
Fed podniesie stopy procentowe w grudniu. Nie zmieni tego sam fakt wygranej kandydata republikanów. Amerykańska gospodarka jest na tyle mocna, że taki ruch jest potrzebny.
Do tej pory republikanie byli przyjmowani z otwartymi rękami przez inwestorów. W końcu to oni teoretycznie sprzyjają biznesowi. Czemu tym razem Wall Street wolała Clinton?
Pewnie ma to związek z nieprzewidywalnością Trumpa. Z drugiej jednak strony, tak na prawdę prezydent nie ma wielkiego wpływu na politykę wewnętrzną. Decyzje zapadają na poziomie Kongresu i to on ma znaczenie dla amerykańskich spółek. Jeśli wierzyć deklaracjom, Wall Street nie musi obawiać się podwyżek podatków. Wszyscy, których Trump zna z biznesu, wypominaliby mu to później. To niewątpliwy plus.