- Poważnym problemem dla naszej gospodarki z pewnością okaże się brak rąk do pracy. Bezrobocie w Polsce już jest rekordowo niskie, a firmy - by móc się rozwijać - będą potrzebowały nowych pracowników - mówi w rozmowie z money.pl Piotr Bielski, ekonomista z banku BZ WBK. Ekspert odniósł się do opublikowanych we wtorek danych GUS na temat dynamiki wzrostu PKB w Polsce.
Łukasz Pałka, money.pl: Budżet na 2017 r. zakłada, że polska gospodarka urośnie o 3,6 proc. Czy wtorkowe dane GUS oznaczają, że wynik za cały rok będzie lepszy od rządowej prognozy?
Piotr Bielski, ekonomista banku BZ WBK: Jest na to szansa. Wyraźnie widać, że ten rok rozpoczął się dla naszej gospodarki bardzo dobrze, a prognozy są optymistyczne. To dobra wiadomość dla Mateusza Morawieckiego, bo można oczekiwać, że również wpływy podatkowe będą rosły szybciej niż zakładano.
Skąd tak gwałtowna poprawa sytuacji po ubiegłym roku, gdy również agencje ratingowe wystawiały Polsce słabe oceny?
Samo odbicie w gospodarce było przewidywane. Zaskakująca jest tylko jego skala. Dokładne dane GUS poznamy 31 maja. Prawdopodobnie dowiemy się z nich, że za poprawą sytuacji gospodarczej stoi przede wszystkim bardzo wyraźne ożywienie inwestycji, zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym.
Załamanie inwestycji w ubiegłym roku było w dużej mierze spowodowane tym, że worek ze środkami unijnymi był zawiązany. Teraz widać, że samorządy wreszcie sięgnęły po te pieniądze.
Dodatkowo sprzyja nam sytuacja na rynkach zagranicznych, np. w Niemczech. Polskie firmy korzystają teraz na rosnących zamówieniach, a to sprzyja wyraźnemu wzrostowi naszego eksportu.
Jak długo utrzyma się tak dobra koniunktura?
Trzeba być realistą. Dlatego nie spodziewam się, by miało to trwać przez kolejnych kilkanaście kwartałów. Poważnym problemem dla naszej gospodarki z pewnością okaże się brak rąk do pracy. Bezrobocie w Polsce już jest rekordowo niskie, a firmy - by móc się rozwijać - będą potrzebowały nowych pracowników.
W jakich branżach ten problem jest już poważny?
Poza sektorami, w których jest on znany od dawna, jak np. branża IT, widać go już w całej branży usługowej. To nie przypadek, że właśnie w usługach i handlu obserwujemy najwyższą dynamikę wzrostu wynagrodzeń. Pracodawcy muszą oferować podwyżki, by utrzymać pracowników.
Mogą też szukać rąk do pracy wśród pracowników z Ukrainy.
Rzeczywiście obywatele Ukrainy obecnie ratują nasz rynek pracy. Zastanawiam się tylko, co się stanie, gdy w Europie zostanie wprowadzony dla nich ruch bezwizowy i cały unijny rynek stanie przez nimi otworem.
Istnieje zagrożenie, że Ukraińcy zaczną wybierać inne kraje. A gdy dołożymy do tego perspektywę obniżenia wieku emerytalnego, czy wysysanie ludzi z rynku pracy przez świadczenia rodzinne, to problem staje się poważny.
Program Rodzina 500+ wysysa ludzi z rynku pracy?
Chodzi zwłaszcza o pracowników o niskich kwalifikacjach. Nie twierdzą, że sam program 500+ psuje gospodarkę, ale z pewnością wpływa na brak aktywności zawodowej wśród wielu osób.
Z drugiej strony zawdzięczamy mu ożywienie konsumpcji, która jest składową PKB.
To prawda. W krótkim terminie trudno wskazać negatywne skutki programu 500+. Sytuacja finansowa wielu rodzin się poprawiła, wzrosły ich dochody, a za tym poszedł wyraźny wzrost konsumpcji.
Nie można jednak zapominać o tym, że 500+ tworzy pewne ryzyka w perspektywie długoterminowej. Obok wspomnianego wpływu na rynek pracy, w przyszłości w grę wejdą też problemy z jego finansowaniem.
To znaczy?
Obecnie, gdy sytuacja gospodarcza w Polsce jest bardzo dobra, rząd nie będzie miał problemów ze znalezieniem ponad 20 mld zł rocznie na 500+. Problem pojawi się jednak, gdy dynamika wzrostu PKB spowolni, a to prędzej czy później nastąpi. Istnieje ryzyko, że wówczas sytuacja fiskalna ulegnie znacznemu pogorszeniu i deficyt gwałtownie podskoczy.
Wątpię, by wtedy rząd zdecydował się wycofać z programu 500+. Stanie więc przed koniecznością szukania oszczędności w innych pozycjach budżetu, albo podniesienia podatków.
Minister Mateusz Morawiecki podkreśla, że rząd uszczelnia VAT.
Trzeba trzymać kciuki za poprawę ściągalności podatków. Ale nie zmienia to faktu, że rezerw na gorsze czasy raczej nie mamy.
Rada Polityki Pieniężnej podejmie w środę decyzję o poziomie stóp procentowych. Dane GUS skłonią RPP do podwyżki?
Na razie jeszcze nie. Zakładam, że RPP podniesie stopy procentowe dopiero w drugiej połowie przyszłego roku. Wzrost PKB o 4 proc. spełnia co prawda jeden z warunków do podwyżki, o którym mówili członkowie RPP. Wzrost inflacji jednak wyhamował do 2 proc., a to oznacza, że bank centralny nie musi się spieszyć z zacieśnieniem polityki monetarnej.