"Spadki na giełdach rzadko kiedy mają konkretną przyczynę - często jednak są wiązane z jakimś pretekstem. Jednym z powodów spadków na polskiej giełdzie jest spadek sentymentu do rynków wschodzących. W samym maju oraz czerwcu z funduszu ETF rynków wschodzących iShares MSCI Emerging Markets wycofano ponad 8 mld USD. Był to największy odpływ kapitału w tym okresie spośród wszystkich ETF-ów notowanych w USA. Pretekstem do spadków może być też otoczenie polityczne" - powiedział ISBnews Żółkiewicz.
Wskazał, że zawirowania we Włoszech przypomniały o nierozwiązanym problemie z zadłużeniem niektórych krajów "południa Europy". Jednocześnie działania prezydenta USA zwiększają według inwestorów ryzyko rozpoczęcia wojny handlowej między czołowymi obszarami gospodarczymi świata. W pesymistycznym scenariuszu, może to podkopać światowy wzrost gospodarczy, co przełoży się na wyniki spółek.
"Kolejnym czynnikiem jest wzrastający koszt pieniądza w USA. Zachęca to do odpływu kapitału z rynków rozwijających się, który jest już widoczny po notowaniach liry tureckiej, rupii indyjskiej, forinta, złotówki czy korony czeskiej do dolara amerykańskiego w okresie ostatnich dwóch miesięcy. Odpływy z funduszy krajów rozwijających spowodowały presję na kursy polskich dużych i płynnych spółek. Na rynek małych i średnich spółek największy wpływ mają natomiast lokalne napływy do krajowych funduszy akcji, a te są mocno ujemne. Od początku roku z funduszy akcji polskich odpłynęło prawie 1,2 mld zł, natomiast z funduszy absolutnej stopy zwrotu 400 mln zł" - zauważył.
Według niego, na wielu spółkach mamy do czynienia z "formacją wodospadu", akcje takich spółek, jak Amica, PCM, Quercus, Altus TFI wiele innych straciło połowę wartości w kilka tygodni. Dramatyczne spadki czasami wiążą się z przejściowymi problemami w biznesie - ale w wielu sytuacjach nie mają podstaw fundamentalnych.
"Inwestorzy po prostu mylą ryzyko z niepewnością i wolą unikać zarówno jednego, jak i drugiego. Już w 1921 roku Frank Knight w książce 'Ryzyko, niepewność i zysk' wyjaśniał, iż ryzyko występuje wtedy, kiedy mamy do czynienia z prawdopodobieństwem trwałej utraty kapitału, a niepewność to jedynie brak wiedzy co do oczekiwanego rezultatu. W bessie, w której moim zdaniem w wielu sektorach rynku już jesteśmy, inwestorzy lubią zakładać najgorsze" - zaznaczył zarządzający.
Dodał, że Polacy wciąż jak ognia unikają akcji, mimo, iż bez większego problemu można znaleźć dobre, duże spółki z solidnymi zarządami, w których oczekiwana stopa dywidendy w kolejnych latach przekracza 15% a w kilku wypadkach nawet 20%.
"Widzą to fundusze private equity i strategiczni akcjonariusze firm, którzy na potęgę skupują akcje z giełdy i ogłaszają wezwania, których obecnie trwa kilka równocześnie. Kapitał przeciętnych Kowalskich płynie jednak w odwrotnym kierunku, z lokat do funduszy obligacji błędnie uważanych za bezpieczne (podczas, gdy charakteryzują się nie niższym ryzykiem, a jedynie niższą zmiennością w zamian za niższe zyski) oraz na rynek mieszkaniowy. Niektórzy deweloperzy już nawet 80% swoich mieszkań sprzedają za gotówkę, bez udziału kredytu bankowego" - podsumował Żółkiewicz.
Sebastian Gawłowski