Największe biznesowe media informują o nieprawidłowościach, do jakich miało dochodzić w drugim co do wielkości szwajcarskim banku Credit Suisse. Bloomberg opisuje wyniki śledztwa, które wykazało, że instytucja obsługiwała konta należące do klientów, których interesy i działalność budzi ogromne kontrowersje.
Wyciek danych klientów szwajcarskiego banku Credit Suisse
Grupa dziennikarzy zorganizowanych w ramach Organized Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP), w której byli przedstawiciele m.in. "The New York Times", "Le Monde" i "The Guardian", dotarła do wycieku z listą klientów Credit Suisse. Po ponad rocznym śledztwie okazało się, że przez konta w szwajcarskim banku przepływały miliardy "brudnych pieniędzy".
Dziennikarze dotarli do danych z ponad 18 tys. kont, na których znajdowało się w sumie ponad 100 mld dolarów. W przypadku wielu klientów pojawiały się zarzuty o łamanie praw człowieka, korupcję czy przestępstwa związane np. z handlem narkotykami.
Lista klientów Credit Suisse
Arabska telewizja Al Jazeera wskazała, że bank przechowywał ponad 8 mld dolarów na kontach przestępców, dyktatorów, osób łamiących prawa człowieka i biznesmenów, którzy zostali objęci sankcjami.
"Wśród nich były konta szefa jemeńskiego wywiadu zamieszanego w tortury, serbskiego handlarza narkotyków oraz biurokratów oskarżonych o sprzeniewierzenie wenezuelskiego bogactwa naftowego" - informuje Al Jazeera.
Wśród osób wymienionych jako posiadające konta w Credit Suisse znaleźli się synowie byłego prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka i króla Jordanii Abdullaha II. Brytyjski dziennik The Guardian wymienia także handlarza ludźmi z Filipin czy szefa giełdy w Hongkongu skazanego za przekupstwo.
W tym gronie znalazł się też miliarder, który zlecił zamordowanie swojej partnerki z Libanu, a także skorumpowani politycy od Egiptu po Ukrainę (np. były premier Pawło Łazarenko).
W sumie 25 kont bankowych, na których znajdowało się łącznie około 270 mln dolarów, należało do osób oskarżonych o udział w aferze dotyczącej wielkiej wenezuelskiej firmy naftowej.
OCCRP zarzuca szwajcarskiemu bankowi, że dopuszczał do tego typu sytuacji. Obecni i byli pracownicy Credit Suisse, pytani o przyczyny istnienia tak wielu kont podejrzanych klientów, opisywali kulturę pracy, która zachęcała do podejmowania ryzyka w celu maksymalizacji zysków banku.
Credit Suisse broni się
Credit Suisse odrzuca "zarzuty i insynuacje", stwierdzając w oficjalnym oświadczeniu, że wiele z poruszonych w dziennikarskim śledztwie kwestii ma charakter historyczny, a niektóre nieprawidłowości sięgają ponad 70 lat wstecz.
Przedstawiciele banku podkreślają, że relacje dotyczące wykazanych kont i ludzi z nimi związanymi opierają się na częściowych, niedokładnych lub wybiórczych informacjach wyrwanych z kontekstu. To, zdaniem Credit Suisse, prowadzi do "tendencyjnych interpretacji postępowania biznesowego banku".
Szwajcarska instytucja wskazuje, że około 90 proc. wykazanych rachunków bankowych zostało zamkniętych - lub było w trakcie zamykania - zanim prasa dotarła do wycieku. Ponad 60 proc. z nich miało zostać zamkniętych przed 2015 rokiem.
"W przypadku pozostałych aktywnych rachunków jesteśmy przekonani, że podjęto odpowiednie działania, przeglądy i inne kroki związane z kontrolą, zgodnie z naszymi obowiązującymi standardami" - czytamy w oświadczeniu.
Bank podkreślił, że będzie nadal analizować podejrzane konta i w razie potrzeby podejmie dodatkowe kroki wyjaśniające.
Jak na te doniesienia zareagowały rynki finansowe? Akcje Credit Suisse w poniedziałek są pod kreską. Bank stracił na wartości około 3 proc. Inwestorzy nie zignorowali najnowszych doniesień, ale też trudno mówić o większej "karze" finansowej. Główny cios został wymierzony w wizerunek szwajcarskiej instytucji.