Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Mirończuk
|
Partnerem treści jest Freedom24.com

Zarobić na Robinhoodzie. Amerykańskie IPO dostępne w Polsce

Podziel się:

Głodny nowych możliwości polski inwestor nie jest skazany wyłącznie na sporadyczne debiuty spółek na warszawskim parkiecie. Może zapisać się na akcje firm zza oceanu. Dzięki temu mamy dostęp do setek IPO, spośród których wyobraźnię inwestorów w najbliższych tygodniach rozgrzewać będzie Robinhood – jeden z najbardziej wyczekiwanych debiutów na rynku Nasdaq w tym roku.

Zarobić na Robinhoodzie. Amerykańskie IPO dostępne w Polsce
(Adobe Stock)

Odbiera bogatym i oddaje biednym – kto to taki? Robin Hood, oczywiście. To skojarzenie z pewnością przychodziło na myśl twórcom tej niezwykle popularnej w USA aplikacji do inwestowania. Dlaczego właśnie staroangielski rabuś? Być może dlatego, że pozwala zarabiać drobnym (biednym?) inwestorom na handlowaniu akcjami spółek (w domyśle – bogatych). Korzystanie z podstawowej wersji aplikacji jest bezpłatne, a firma zarabia na sprzedaży danych o użytkownikach i ich transakcjach firmom inwestycyjnym.

W lipcu zaplanowano IPO, czyli debiut spółki na nowojorskiej giełdzie. Jej akcje z pewnością znajdą wielu chętnych nabywców, wśród których mogą być też i Polacy.

Komu zabiera, komu oddaje?

Dokładny model biznesowy spółki jest póki co tajemniczy. Wielu czeka na opublikowanie prospektu inwestycyjnego Robinhooda nie tyle ze względu na chęć zainwestowania w jego akcje, co z ciekawości, ile i na czym firma tak naprawdę zarabia.

Aplikacja oferuje możliwość handlu akcjami, jednostkami funduszy ETF i kryptowalutami. Jest wyjątkowo łatwa w obsłudze, jej wygląd doceniają szczególnie młodsi inwestorzy – średnia wieku klientów to 31 lat. Tych Robinhood – według niektórych szacunków – może mieć już nawet 20 milionów, pod koniec ubiegłego roku było ich 13 milionów.

W pierwszym kwartale tego roku Robinhood miał 331 mln dolarów przychodu, co jest trzykrotnością kwoty z analogicznego okresu 2020 roku. Jego model biznesowy – choć nie do końca jasny – budzi wiele kontrowersji, handlowanie danymi zawsze budzi sporo emocji.

Do tego, zdaniem niektórych, nie tyle popularyzuje inwestowanie wśród mało jeszcze doświadczonych na tym polu ludzi, co zachęca do spekulacji i destabilizowania rynku przez sztuczne pompowanie cen akcji, na które użytkownicy aplikacji mogą się "umówić", czego przykładem było niedawne sztuczne wywindowanie kursu spółki GameStop.

Łatwość korzystania z aplikacji i jej popularność sprawiają, że podnoszone są też wobec niej inne zarzuty – niedoświadczeni użytkownicy mogą podejmować pochopne decyzje inwestycyjne, które doprowadzą ich do straty, co jest szczególnie istotne wobec faktu, że Robinhood pozwala zaciągać pożyczki na inwestowanie.

Z tego między innymi powodu amerykański nadzór finansowy zapowiedział wprowadzenie nowych regulacji, mających uporządkować działanie aplikacji inwestycyjnych. To może negatywnie wpłynąć na wycenę Robinhooda, ale z drugiej strony może spowodować wzrost jego popularności jako "sprzeciwiającego się władzy przedstawiciela drobnych inwestorów". Czyli znów wracamy do modelu angielskiego banity broniącego słabszych.

O tym, jak się sprzedadzą akcje Robinhooda podczas IPO, dowiemy się prawdopodobnie w ciągu kilku najbliższych tygodni, ale apetyt jest ogromny, bo to jeden z najbardziej wyczekiwanych debiutów na rynku Nasdaq w tym roku.

Jak zarobić na IPO?

Wróćmy do samej instytucji IPO. W Polsce funkcjonuje pod nazwą debiutu giełdowego i oznacza wejście spółki do obrotu publicznego na giełdzie. Debiuty cieszą się zwykle dużą popularnością, co w naszym kraju dodatkowo wzmacnia mała liczba nowych spółek. W tym roku na GPW pojawiło się ich dopiero sześć. Nic dziwnego, że oczy wielu inwestorów coraz częściej kierują się za ocean, gdzie w ubiegłym roku było 552 IPO, a w tym roku ma ich być ponad tysiąc.

Każda spółka chcąca sprzedać swoje akcje przez giełdę, publikuje dokumenty przedstawiające jej sytuację finansową, perspektywy i zagrożenia dla biznesu – w Polsce noszą one nazwę prospektu inwestycyjnego. Na tej między innymi podstawie inwestorzy mogą ocenić, ile na spółce można będzie zarobić i w jakim okresie. Oczywiście jest tu spora doza ryzyka, szczególnie wobec nowych firm, niemających za sobą wielu lat działania w danym otoczeniu rynkowym.

Przed dniem debiutu ustalana jest cena emisyjna i otwierane są zapisy na akcje spółki.

Często chętnych jest dużo więcej niż oferowanych akcji, więc następuje redukcja. To oznacza, że inwestor, który zapisał się na przykład na 100 akcji, może kupić tylko 10 sztuk albo nawet… tylko jedną sztukę. Zapisy przeprowadzane są przez domy maklerskie.

W dniu debiutu okazuje się, ilu jest chętnych na zakup akcji już na wolnym rynku i jak kształtuje się jej kurs. W ciągu kilku dni po debiucie, kiedy opadną emocje, ceny zwykle stabilizują się i – o ile spółka dobrze sobie radzi – stopniowo rosną wraz z rynkiem.

Na amerykańskiej giełdzie jest wiele przykładów spektakularnych wzrostów.

W ostatnich miesiącach były to np. takie spółki jak: platforma pożyczkowa Upstart (wzrost 475 procent), producent farmaceutyków BioAtla (294 procent zysku) czy powszechnie znana platforma wynajmu krótkoterminowego AirBnB (plus 189 procent).

Nie wolno jednak zapominać o tym, że inwestowanie wiąże się z ryzykiem, IPO nie są tu wyjątkiem. Kurs popularnej również w Polsce platformy handlu internetowego Wish spadł o 28 procent, firma biotechnologiczna Sana Biotechnology o 25 procent, a np. Root Insurance, firmy ubezpieczeniowej – o 24 procent.

Istotną sprawą jest też to, że inwestowanie w amerykańskie IPO charakteryzuje się okresem tzw. lock-upu, czyli zamrożenia akcji pozyskanych podczas zapisów na określony czas, zwykle 93 dni. Dopiero po tym czasie można sprzedać posiadane udziały. Zdarza się, że w dniu debiutu spółka znacznie rośnie, ale inwestor nie może z tego skorzystać, a w kolejnych dniach ceny spadają. Podane wyżej zyski i straty przykładowych spółek dotyczą właśnie kursów już po zakończeniu lock-upu, co pokazuje, że zamrożenie sprzedaży na kilka tygodni nie oznacza mniejszych zarobków.

Amerykańskie IPO dostępne w Polsce

W przeciwieństwie do debiutów na GPW, możliwość inwestowania w amerykańskie nowe spółki jest w Polsce dość ograniczona. Zwykle nie można zapisać się na akcje w domach maklerskich.

Dlatego trzeba korzystać z wyspecjalizowanych platform. Jedną z niewielu dostępnych w Polsce jest działająca już od pewnego czasu na naszym rynku freedom24.com.

To rozwiązanie wygodne i wsparte doświadczeniem pracujących tam analityków, przygotowujących odpowiedni wybór spółek, dzięki czemu nie trzeba się przedzierać przez analizy setek debiutujących firm.

Po zebraniu zapisów tworzony jest wniosek zbiorowy o przydział akcji, a po ustaleniu poziomu redukcji akcje są przyznawane chętnym inwestorom. Obowiązują tu wspomniane zasady związane z lock-upem, a więc konieczność przeczekania kilku tygodni do dnia możliwości sprzedania pozyskanych na debiucie akcji.

Żeby skorzystać z możliwości freedom24.com, trzeba najpierw wpłacić równowartość 2 tysięcy dolarów. Prowizja platformy to – w zależności od wysokości zgromadzonych przed IPO środków na koncie klienta – od 3 do 5 procent wartości transakcji.

Trzeba pamiętać, że sam proces rejestracji zajmuje zwykle do 15 minut, choć maksymalnie mogą to być 2 dni robocze, co jest istotne, gdy chce się wziąć udział w najbliższych IPO.

Bezpośredni nadzór rynkowy nad spółką Freedom Finance Europe, prowadzącą platformę freedom24.com, prowadzi Cypryjska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd.

W Polsce działa ona na podstawie notyfikacji Komisji Nadzoru Finansowego. Spółka działa zgodnie z unijną dyrektywą MiFID II, regulującą rynek instrumentów finansowych.

Kapitalizacja rynkowa Freedom Holding Corp to 3,5 miliarda dolarów i 290 tys. rachunków inwestycyjnych należących do klientów.

Partnerem treści jest Freedom24.com

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
Materiał Partnera