Młodym ludziom nie trzeba przedstawiać Ekipy i Karola Wiśniewskiego, znanego szerzej jako Friz. Jest jednym z najpopularniejszych youtuberów, którego kanał subskrybuje prawie 4,5 mln widzów. Swoją popularność skutecznie spienięża. Z wideo, sprzedaży ubrań własnej marki czy ostatnio lodów pod marką "Ekipa" generuje miliony złotych.
Jeszcze rok temu Friz był obecny głównie w mediach plotkarskich. Jednak po jego występie u Kuby Wojewódzkiego, gdzie wspomniał o stworzeniu spółki akcyjnej i planach wejścia na giełdę, głośno zrobiło się o nim także w mediach biznesowych.
Nie wszyscy brali te zapowiedzi na poważnie. Do momentu, gdy Beskidzkie Biuro Inwestycyjne (spółka z giełdy NewConnect) poinformowało, że ma wstępną umowę (list intencyjny) połączenia z Ekipa Holding, czyli z firmą znanego youtubera. Jeśli transakcja zostanie sfinalizowana, Friz tylnymi drzwiami wejdzie na giełdę.
Ta informacja wywołała tak ogromne poruszenie wśród inwestorów, że notowania akcji BBI wystrzeliły w górę. Pod koniec 2020 roku były wyceniane na około 3 zł, a kilka miesięcy później notowania przekroczyły na moment 21 zł. To oznaczało, że wartość całego biznesu BBI skoczyła z kilkunastu milionów do prawie 75 mln zł.
Ekipa Friza na celowniku spekulanta
Już dawno tego typu historii nie obserwowaliśmy na warszawskiej giełdzie. Takiej okazji nie mógł przepuścić Rafał Zaorski, czyli jeden z najbardziej znanych polskich inwestorów (traderów). W przeszłości zasłynął transmisją na żywo swojej gry na foreksie, podczas której w kilka godzin zarobił ponad milion złotych.
Od kilku tygodni na jego celowniku jest właśnie Ekipa Friza i BBI. Otwarcie mówi, że youtuber na giełdzie to jeden wielki żart. Zaorski, wbrew większości, nie liczy na dalsze wzrosty kursu akcji, a wręcz przeciwnie - zamierza zarobić na ich spadkach. Sugeruje nawet, że już zyskał. Wspomina, że wchodził w rynek przy 18 zł za akcję, a wychodził przy 13 zł, co oznacza około 5 zł zysku na jednej akcji.
Trzeba przyznać, że w porównaniu ze szczytem notowań akcji BBI z połowy lutego ich wartość spadła obecnie o blisko jedną trzecią. Akcje kosztują dziś około 14 zł.
- To, co zarobię na shortowaniu Friza, pewnie przeznaczę na cele charytatywne. Być może nawet na dzieci, które dostaną próchnicy od lodów Ekipy - śmieje się Zaorski.
Dla wielu osób może to być niezrozumiałe - jak można zarabiać na spadku notowań akcji? Tzw. shortowanie w uproszczeniu polega na tym, że pożycza się akcje (w zamian za jakiś procent wynagrodzenia) i sprzedaje je na giełdzie (np. po 10 zł). Następnie czeka się na spadek ich ceny (np. do 8 zł) i dokonuje ich kupna. Po tej transakcji zgodnie z umową można zwrócić pożyczone na początku papiery i cieszyć się z zysku (10-8=2 zł), który wynika z faktu kupna akcji po niższej cenie i sprzedaży po wyższej.
Sama giełda umożliwia coś takiego w przypadku najbardziej płynnych spółek. Tak łatwo nie jest w przypadku np. BBI, choć jest to osiągalne. - Shortowanie na spółkach jest możliwe zwykłymi umowami cywilnymi i notarialnymi. Trzeba tylko wiedzieć, jak sformułować ich treść, żeby nie naruszały prawa - tłumaczy w rozmowie z money.pl Rafał Zaorski. Zastrzega jednak, że takich operacji ze względów prawnych można dokonywać tylko na małym procencie wszystkich akcji w obrocie.
- W przypadku tak małej spółki jak BBI jest to dla mnie raczej zabawa niż coś poważnego - przyznaje Zaorski. Dodaje, że w grę wchodzą kwoty rzędu 200-250 tys. zł włożonych w inwestycję. I przekonuje, że za tyle spokojnie można pożyczyć akcje, żeby zarobić na spadku ich wartości.
Problemy giełdowej Ekipy
"Król spekulantów", jak niektórzy nazywają Rafała Zaorskiego, podkreśla, że jego działania nie są nastawione na to, żeby zrobić na złość kolegom z internetu i skorzystać z szumu wokół Friza. - Nawet jeśli bym lubił Ekipę i chłopaków, bo fajne rzeczy robią, lody też mi smakują, to muszę rzetelnie na to wszystko patrzeć. Bez sentymentu i emocji, bo tego wymaga inwestowanie na giełdzie - podkreśla.
Zaorski uważa, że nawet teraz, gdy akcje BBI są po 14 zł, a nie, jak w szczycie, po 21 zł, są przesadnie drogie. Podkreśla, że wiele osób mylnie utożsamia BBI z Ekipą. To ciągle osobne podmioty, które jedynie wyraziły chęć połączenia, a kara za zerwanie dotychczasowej umowy jest przy skali biznesu Friza śmiesznie niska.
- To wszystko wisi tylko na jednej umowie o współpracy z Ekipą. Za jej zerwanie grozi kara tylko 100 tys. zł. To nic przy kilkudziesięciu milionach złotych, o które wzrosła giełdowa wartość BBI po podpisaniu dokumentu - wskazuje Zaorski.
Nie kryje też, że same fundamenty biznesu Friza uważa za dość kruche, a z czasem zyski mogą topnieć. - Mody są i przemijają. Dzieciaki szybko dorastają. Coś, co jest teraz na topie, zaraz jest passe. Szczególnie w branży Friza. Trudno będzie mu utrzymać się na szczycie. A warto też zwrócić uwagę na to, że Ekipa to nie tylko Friz. To grupka ludzi, która kiedyś może się skłócić, rozpaść. Historia podobnych grup za Oceanem pokazuje, że drogi twórców internetowych często się rozchodzą - komentuje.
Na podstawie notowań giełdowych wiadomo, że w tej chwili spółka BBI jest warta niecałe 60 mln zł. Pytanie: jak wielki biznes ma Ekipa? Jeden z udziałowców w swoim sprawozdaniu finansowym wycenił Ekipę na blisko 145 mln zł.
Z kolei biorąc pod uwagę aktualne notowania BBI, wielokrotnie przekraczające majątek spółki, można na zasadzie analogii wnioskować, że spółka Friza powinna być warta ponad miliard złotych.
- To w tej chwili jest jakaś totalna abstrakcja - ocenia Rafał Zaorski. Żartobliwie wspomina, że gdyby Ekipa poszła drogą Elona Muska i np. weszła w samochody elektryczne, to spokojnie mogłaby być warta nawet kilka miliardów. Póki co Friz takich ambicji nie zdradza. Na razie musi zrealizować zapowiedzi dotyczące produkcji gier.