"Jednym z nielicznych sektorów na polskiej giełdzie, które nadal są lubiane przez inwestorów, są producenci gier. Wysokie wyceny CD Projekt czy Playway są spowodowane wiarą w kontynuację wzrostu przychodów i zysków. Flagowy produkt 'eksportowy', czyli CD Projekt jest obecnie wyceniany na ponad 20 mld zł. Dużo w tej wycenie 'ważą' nadzieje na udany debiut gry 'Cyberpunk', jednak kolejne źródła przychodu i zysku nie są jasne. Moda na spółki 'growe' została dostrzeżona przez zarząd GPW, który zaproponował stworzenie nowych indeksów opartych na producentach gier. Kwestią do zastanowienia jest, czy indeks WIG-Games nie skończy jak niegdyś TechWIG czy WIG-Ukraina. Każda moda z czasem przemija" - powiedział ISBnews Żółkiewicz.
Dodał, że nadal na polskim rynku znajdują się dobre przedsiębiorstwa, które generują gotówkę, zwiększają przychody oraz zyski i płacą solidne dywidendy, a które można kupić za 3-4 krotność ich rocznych zysków.
"Niskie wyceny zachęcają głównych akcjonariuszy, konkurentów oraz fundusze private equity do skupowania akcji na giełdzie. Przykładem może być niedawne nabycie przez PKO Leasing 94,4% akcji PCM. Najprawdopodobniej trend wycofywania spółek z giełdy będzie trwał. Wynika to głównie z tego powodu, że oszczędności gromadzone przez Polaków trafiają w pierwszej kolejności na niskooprocentowane lokaty oraz na rynek nieruchomości zamiast na rynek kapitałowy. Z pewnością na reputacji polskiego rynku wciąż ciążą 'niedawne' problemy GetBack oraz Altus. Odpływ kapitału z giełdy powoduje, że wyceny na polskim rynku są bardzo atrakcyjne dla długoterminowych inwestorów. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że kiedy akcje spółek są naprawdę przystępne cenowo, chętnych do ich zakupu jest niewielu. Za to podczas silnych wzrostów apetyt na ryzyko rośnie" - wskazał zarządzający.
Stwierdził, że w Europie w II półroczu 2019 roku nadal należy spodziewać się kontynuacji luźnej polityki monetarnej Europejskiego Banku Centralnego. Polityka niskich stóp procentowych w Europie i kolejny program luzowania (TLTRO) spowodowała, że wiele topowych europejskich firm wciąż może pożyczać pieniądze "za darmo". Przykładem może być Sanofi, które wyemitowało w marcu 3-letnie obligacje o oprocentowaniu 0,0%. Z kolei 15-letnie obligacje spółki mają obecnie rentowność na poziomie 1,25%.
,,Polityka EBC spowodowała, że wiele europejskich przedsiębiorstw, może rolować swoje zadłużenie taniej niż rząd USA. Jeszcze 10 lat temu taka sytuacja nie mieściła się nikomu w głowie. Tani dług powoduje, że wzrasta w gospodarce udział firm - zombie, które nie potrafią generować wystarczającej gotówki w celu obsługi swojego zadłużenia. Według danych BIS udział takich firm w 14 największych gospodarkach wyniósł 12%. Jeszcze w 1980 roku było to 2% firm. Firmy - zombie cechują się niższą produktywnością oraz innowacyjnością niż ich 'zdrowi' konkurenci. Oferowanie przedsiębiorstwom ,,darmowych" pieniędzy powoduje, że problemy wielu firm są maskowane i ujawnią się ze zdwojoną siłą dopiero podczas kolejnego kryzysu kredytowego" - ostrzegł Żółkiewicz.
Przypomniał, że Warren Buffett w niedawnym wywiadzie stwierdził, iż to, co obecnie dzieje się z kosztem pieniądza na świecie jest kuriozalne.
"Żyjemy w swego rodzaju 'nirwanie' - z jednej strony, mamy rekordowo niskie bezrobocie, rekordowe krajowe deficyty handlowe i budżetowe, znaczny wzrost gospodarczy i wyraźny dodruk pieniądza przez banki centralne, a z drugiej strony, nie mamy od wielu lat żadnych oznak inflacji. Buffett stwierdził, że 'on ani jego koledzy będący prezesami dużych banków nie rozumieją tej sytuacji' oraz powiedział, że 'jeśli taka sytuacja miałaby się utrzymać przez kolejne lata, to akcje są śmiesznie tanie'" - wskazał zarządzający.
Ciekawa jest także sytuacja w europejskim sektorze bankowym. Chociażby kapitalizacja Deutsche Banku spadła poniżej wartości rynkowej PKO Banku Polskiego.
"Powodem kurczącej się kapitalizacji niemieckiego banku są problemy strukturalne oraz słabsze wyniki finansowe, które są pochodną działalności inwestycyjnej banku. W ostatnich 20 latach Deutsche Bank z lokalnego banku służącego lokalnym przedsiębiorstwom stał się globalną instytucją inwestycyjną, agresywnie motywującą swoich managerów, co nie wyszło bankowi na zdrowie. Należy pamiętać, że Deutsche Bank posiada ogromny portfel derywatów, który będzie ciążył bankowi jeszcze przez wiele lat. Ewentualna eskalacja problemów Deutsche Bank mogłaby przyczynić się do drugiej odsłony kryzysu w strefie euro" - ocenił zarządzający.
Pobocznym efektem "prawie darmowych" pieniędzy jest dynamiczny rozwój startupów, które z czasem zmieniają się w wielkie korporacje. Trend ten szczególnie widoczny jest na rynku amerykańskim. Niskie koszty pozyskania kapitału powodują, że ogromne wyceny osiągają przedsiębiorstwa, które im więcej generują przychodu, tym większe osiągają straty. Przykładem mogą być niedawne debiuty Ubera czy Lyft, zauważył Żółkiewicz.
"Tematem dyżurnym w drugim półroczu 2019 roku będzie wojna handlowa między USA a Chinami. To zadziwiające, jak bardzo krytykowany jest prezydent USA, który jako pierwszy od dekad obniżył podatki o połowę, nie prowadzi żadnych konfliktów wojennych oraz perfekcyjnie dba o wartość waluty USA. Wojna celna z Chinami jest optymalną strategią dla USA. Przez to, że Amerykanie pracują kilka godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu, a Chińczycy kilkanaście godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu - każdego roku USA musi kupić wiele dóbr od Chin, płacąc za to dolarami, po czym Chińczycy muszą te dolary na coś wydać. Do tej pory kupowali obligacje USA, ale coraz częściej wykupują całe firmy, biurowce i nieruchomości. W tym tempie, USA oddają Chinom na własność każdego roku kilka dziesiątych procenta swojego kraju - i za 30-50 lat USA byłyby kontrolowane/posiadane przez Chiny" - wskazał zarządzający.
W jego ocenie, wojna celna jest odważną próbą spowolnienia tego procesu. "Z pewnością zaostrzenie relacji handlowych między tymi dwoma krajami utrudni wzrost biznesu wielu przedsiębiorstwom. Szczególny problem mogą mieć amerykańskie przedsiębiorstwa, które swoją strategię wzrostu opierały na rozwoju w Państwie Środka. Na wiadomość o wprowadzeniu ceł zareagowały m.in. akcje Apple. Rynek zaczął dyskontować scenariusz słabszej sprzedaży produktów i usług Apple na chińskim rynku. Po drugiej stronie 'muru' straciły na wartości akcje Huawei na wiadomość o planowanym zakończeniu współpracy z amerykańskim koncernem Alphabet. Jednak pamiętać należy, że w długim terminie liczy się model biznesowy. Dla wielu amerykańskich przedsiębiorstw Chiny to istotny rynek, jednak nie kluczowy. Tak samo chińskie firmy, które zostaną wypchnięte z USA mogą szukać rynku w innych regionach. Są też spółki, które mimo swojej wielkości nie są narażone bezpośrednio na podwyżki ceł. Przykładem może być Alibaba, który większość swoich
przychodów generuje w Azji. Warto też pamiętać, że mimo potocznej opinii o tym, że chińskie spółki kopiują amerykańskie modele biznesowe - nie jest to prawda. Większość firm nowej gospodarki w USA i Europie działa albo w modelu reklamowym (Facebook, Instagram, Google) albo w modelu subskrypcyjnym (Netflix, Microsoft, Amazon Prime, Spotify), podczas gdy w Chinach spółki takie, jak Tencent, Baidu, Weibo czy Alibaba mają znacznie bardziej skomplikowane modele biznesowe i znaczną część przychodów czerpią z modeli 'engagement' nieznanych w USA, a tylko połowę przychodu generują z reklam i subskrypcji" - podsumował zarządzający.