Prof. Jerzy Cieślik, dyrektor Centrum Przedsiębiorczości w Akademii Leona Koźmińskiego (ALK) przeanalizował dane Głównego Urzędu Statystycznego dot. wielkości firm nad Wisłą w latach 2011-2020, zatrudnienia w mikrofirmach, wynagrodzenia pracowników i dochodów właścicieli. Mikroprzedsiębiorstwa to jedna z najgorzej przebadanych i najbardziej zróżnicowanych grup przedsiębiorców w Polsce.
Mikroprzedsiębiorstwa w Polsce czeka pułapka? Niepokojące wyniki badań
Ekonomista ocenia, że sytuacja gospodarcza, spowodowana m.in. wojną w Ukrainie, dla wielu biznesów stanie się swoistą "pułapką". Dlaczego? Jego zdaniem znaczna liczba mikrofirm już boryka się z szybko rosnącymi kosztami, a nie wszyscy zdołają nakłonić klientów, żeby płacili więcej za usługi i produkty.
Równocześnie rekompensaty kosztów oczekują też pracownicy. Przy małej skali działania i niskiej rentowności te bodźce mogą być dla mikroprzedsiębiorstw "bardzo groźne". Ucieczkę stanowiłoby tylko zwiększenie skali funkcjonowania i przejście do klasy małych firm, czyli zatrudniających 10-49 osób. Jednak wielu właścicieli nie będzie w stanie przeprowadzić takiej zmiany.
Jednoosobowe firmy stanowią obecnie w Polsce dwie trzecie wszystkich podmiotów gospodarczych. Mikrofirm zatrudniających 2-5 osób jest ponad pół miliona, od 6-9 - blisko 140 tysięcy. Małych podmiotów jest prawie 50 tys., średnich firm mamy blisko 15 tysięcy, natomiast dużych - niespełna 4 tysiące.
- Za kilka lat "soliści" będą stanowili w całym krajobrazie biznesowym nawet 75-80 proc. - szacuje prof. Jerzy Cieślik. Ale jest z nimi poważny problem.
Solowe biznesy mniej produktywne i mniej opłacalne od większych
Zdaniem prof. Cieślika, jednoosobowe firmy zwykle nie planują znaczącego rozwoju i zatrudniania pracowników, a także są mniej produktywne od większych mikroprzedsiębiorstw.
Co więcej, prowadzący podobne działalności bardzo mało zarabiają. Z danych GUS-u wynika, że to średnio 4,8 tys. zł brutto miesięcznie, a zatem mamy do czynienia z kwotą niższą od średniej krajowej pensji, która sięga 5,2 tys. zł. Swojego czasu w mediach na ten temat powstała cała dyskusja.
Niemniej, w ocenie eksperta ALK, z tych danych, poza konstatacją, że sytuacja "solistów" jest zła, a rosnące koszty, inflacja oraz ceny energii mogą jeszcze bardziej ich pognębić, należy wysnuć jeszcze inny wniosek w kontekście polityki gospodarczej państwa.
– W ostatnich latach paleta ulg podatkowych dla osób, które zakładają jednoosobową działalność gospodarczą została znacznie rozbudowana. Dane pokazują jednak, że zachęcanie do podejmowania niskoproduktywnej działalności, przez ulgi w płaceniu podatków i danin na ZUS, to błąd. Podobne wsparcie miałoby sens przy wysokim bezrobociu, tymczasem jest ono rekordowo niskie, a już działające średnie i duże firmy nie mogą znaleźć pracowników. Warto pamiętać, że praca w większej organizacji w porównaniu do działalności solowej daje 2-4-krotnie wyższą produktywność – przekonuje ekonomista i akcentuje, że nadmiernie rozbudowany i preferowany podatkowo sektor mikrofirm, a zwłaszcza "solistów", jest zagrożeniem dla ogółu przedsiębiorstw.
– Rozsądne byłoby zachęcanie, szczególnie średnich firm, zatrudniających od 50 do 250 osób, do zatrudniania dzisiejszych freelancerów. Równolegle należy wspierać rozwój jakościowego segmentu "solistów" świadczących profesjonalne, wysokodochodowe usługi. Powinny temu służyć specjalistyczne szkolenia z pozyskiwania klientów i utrzymywania z nimi relacji, zarządzania projektami oraz wykorzystywania narzędzi informatycznych w prowadzonej działalności - tłumaczy prof. Jerzy Cieślik.
Mały. Szkoda, że nie średni
Polski Instytut Ekonomiczny, czyli publiczny think tank gospodarczy, w swoich opracowaniach wskazywał, że przejście zatrudnionego z mikrofirmy do dużej zwiększa jego produktywność średnio o 300 proc.
Polskie mikrofirmy są mało produktywne i rzadko skalują swoją działalność. Są również o 10 pkt. proc. mniej wydajne w porównaniu do analogicznych przedsiębiorstw z państw Grupy Wyszehradzkiej. W stosunku do średniej dla państw OECD różnica ta wynosi już 25 pkt. proc. - czytaliśmy w opracowaniu raportu PIE.
PIE wskazał również, że mikrofirmy w 2019 r. odpowiadały za 29 proc. polskiego PKB, a zatrudniały przy tym 34 proc. wszystkich pracujących Polaków.
"Soliści" wybierają wolność i niższe składki
Niskie dochody mikroprzedsiębiorców mogą wyglądać zagadkowo, bo przecież mogliby wybrać lepiej płatną pracę w większych firmach. Ekonomista tłumaczy jednak te decyzje czynnikiem psychologicznym. – Działalność na własną rękę daje pewien bonus w sferze ogólnego dobrostanu z racji posiadanej autonomii i braku odgórnych poleceń, który to bonus rekompensuje obniżkę dochodów - twierdzi.
– Ale nie bez znaczenia są także motywy ekonomiczne. W wielu krajach, w tym w Polsce, klin podatkowo-składkowy jest znacznie wyższy dla pracowników etatowych w porównaniu do osób prowadzących działalność gospodarczą i w efekcie ci ostatni mają wyższe dochody "na rękę" - wyjaśnia.
Ekonomista zaznacza, że Polska nie jest wyjątkiem. Rosnący udział przedsiębiorstw jednoosobowych stanowi charakterystyczną cechę dla większości krajów rozwiniętych. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii tego typu firm działa już ponad 80 proc. w skali ogółu. W Polsce to około 70 proc., dziesięć lat wcześniej wskaźnik wynosił 60 proc.