Ministerstwo Zdrowia zakupiło koreańskie testy antygenowe firmy PCL wraz z aparatami do ich przeprowadzania. W związku z tym, że dają wynik po 15 minutach, miały być stosowane w domach pomocy społecznej. Ministerstwo zapewniało, że "na próbę" zakupi 27 tys. sztuk testów i dopiero po ich sprawdzeniu dokupi milion. Z lektury listy zakupów resortu wynika jednak, że 9 kwietnia ministerstwo zapłaciło za milion testów i 500 analizatorów. Według kursu dolara z tego dnia wydał więc od ręki prawie 125 mln zł – czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Czy to oznacza, że wyniki badania testów wypadły pozytywnie? Jeden z ośrodków, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - Państwowy Zakład Higieny (NIZP-PZH) przyznał, że wcale nie przeprowadza walidacji testów firmy PCL, a jedynie dokonał ich "sprawdzenia". Rzeczniczka instytutu dodała, że NIZP-PZH nie badał czułości testów, czyli tego na ile ich wynik jest pewny.
"Gazeta Wyborcza" wystąpiła o udostępnienie raportu o "testowaniu testów", ale pismem z 2 maja ministerstwo odmówiło udostępnienia dokumentu z uwagi na tajemnicę handlową.
W maju "GW" pisała, że skuteczność testów z Korei Płd. Waha się między 15 a 20 proc. O dalszym losie niepewnych testów ministerstwo milczy. Gazeta zadała pytanie o proces reklamacyjny, a w odpowiedzi dowiedziała się, że ostatecznie do Polski przywieziono 150 tys. sztuk testów PCL. Są składowane w Centralnej Bazie Rezerw Sanitarno-Przeciwepidemicznych w Porębach. Nikt ich nie używa.
Koreańczycy wyjaśnili, w jaki sposób korzystać z testów
To jednak nie zamyka sprawy. "GW" ustaliła, że wyniki "testowania testów" w NIZP-PZH wypadły względnie dobrze. Ich skuteczność określono na poziomie 50-60 proc., ale używano zamrożonych wymazów.
"Gdyby sprawdzano te testy biorąc świeży wymaz i robiąc jednocześnie badanie genetyczne i badanie antygenów, mogłaby się okazać wyższa. Problem w tym, że te testy rozesłano po Polsce do sprawdzania bez podania procedury, według której należy to robić. W rezultacie każdy robił to po swojemu i każdemu wyszło co innego" – powiedziała "Wyborczej" osoba znająca dobrze tę sprawę.
W związku z tym 28 kwietnia departament współpracy międzynarodowej w MZ zorganizował zespołowi telekonferencję z udziałem specjalistki od testów z firmy PCL. Wyjaśniła ona, jak trzeba przeprowadzać teksty, by nie zakłamać wyniku. Wszyscy członkowie zespołu byli zgodni, że trzeba dalej próbować.
Mimo to MZ dalej szykuje reklamację. Pojawia się pytanie, dlaczego, skoro testy nie są aż takie złe, zrezygnowano z ich wykorzystania. Zwłaszcza, że pierwsze partie, które trafiły do Polski już kwietniu, mogą być za niedługo do wyrzucenia. Termin ważności testów antygenowych PCL to pół roku.
Ministerstwo zaprzecza, by zapłaciło pełną kwotę
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz nie zgadza się z zarzutami. W komunikacie przesłanym money.pl zapewnił, że ministerstwo nie zapłaciło dotychczas za całość kontraktu.
"Po weryfikacji skuteczności testów w szpitalach i NIZP-PZH okazało się, że nie mogą one w pełni zastąpić testów genowych, jednak zdaniem ekspertów, którzy przedłożyli w MZ swoją opinię, testy antygenowe mogą być skutecznie wykorzystywane w naszym kraju, choćby do badań pacjentów przyjmowanych do szpitala" – czytamy.
Dodał, że walidacja i opinia ekspertów są podstawą do rozmów z producentem o kwestii realizacji dostaw i ostatecznej wielkości zamówienia, w ramach zawartej umowy.
"Do czasu zakończenia rozmów z producentem MZ nie podaje więcej szczegółów do publicznej wiadomości. Testy antygenowe z pewnością będą w Polsce wykorzystywane. Fakt, że obecnie znajdują się w magazynie o niczym nie świadczy, albowiem duży zapas testów genetycznych również znajduje się w magazynach i są stopniowo przekazywane do laboratoriów" – czytamy w oświadczeniu.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl