W poniedziałek przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa zeznania składa były dyrektor Departamentu Porządku i Bezpieczeństwa Najwyższej Izby Kontroli Marek Bieńkowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W swobodnej wypowiedzi Bieńkowski zarzucił, że świadkowie, którzy byli już przesłuchiwani przez komisję śledczą, używali - jak mówił - "haniebnych określeń" dotyczących pracy NIK i jej kontrolerów.
Mam świadomość, że część z tych świadków stoi pod pręgierzem odpowiedzialności karnej, ale są pewne granice: nie wolno krzywdzić porządnych ludzi, którzy w NIK na rzecz państwa pracują uczciwie i rzetelnie - oświadczył i poinformował, że został niemal całkowicie zwolniony z tajemnicy kontrolerskiej przez prezesa NIK.
Były dyrektor w NIK relacjonował kontrolę przeprowadzoną w 2021 r. w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Wchodzimy na coroczną kontrolę budżetową, bez żadnej tezy, aczkolwiek kontrola, którą przeprowadzaliśmy wcześniej w Funduszu Sprawiedliwości dała nam do myślenia, że trzeba się bliżej przyjrzeć, co oni w tym funduszu robią - powiedział Bieńkowski.
Jak mówił, kontrolę nadzorowała jego zastępczyni Anna Mach. - Na pewnym etapie kontroli pani dyrektor Mach przychodzi do mnie i mówi, że jawny Fundusz Sprawiedliwości przekazał na niejawny fundusz operacyjny kwotę 25 mln zł - relacjonował Bieńkowski. - W najczarniejszych snach nie przyszłoby mi do głowy, żeby jawny Fundusz Sprawiedliwości dekonspirował de facto fundusz operacyjny, który ma klauzulę ściśnie tajną - powiedział.
Były dyrektor w NIK: nie było żandej refleksji
Bieńkowski poinformował, że jeszcze w trakcie kontroli wystąpił o spotkanie z ówczesnym szefem CBA Ernestem Bejdą - jak to określił - w konwencji: "co wy robicie?! - Przecież to jest ewidentnie złamanie generalnych zasad dotyczących funkcjonowania służby i przekazywania środków, które są środkami publicznymi, ale nie są środkami z budżetu państwa - stwierdził Bieńkowski.
"Dwa komputery w CBA". Oto jak działał Pegasus
Jak dodał, na żadnym etapie nie było jakiejkolwiek refleksji ze strony tych, którzy popełnili ten błąd.
Były dyrektor w NIK poinformował, że nie miał wówczas wiedzy, na co realnie są przekazywane te środki. O tym, że może to dotyczyć oprogramowania szpiegowskiego dowiedział z TVN24. - W czasie kontroli takich informacji nie mieliśmy - dodał.
Świadek wyjaśnił, że umowa zawarta między CBA i Ministerstwem Sprawiedliwości była naruszeniem prawa. - Jeśli Centralne Biuro Antykorupcyjne jest reprezentantem Skarbu Państwa i jeśli minister sprawiedliwości też jest reprezentantem Skarbu Państwa, to nielogicznym jest, by Skarb Państwa podpisał umowę sam ze sobą - mówił.
Podkreślił również, iż artykuł 4 ustęp 1 ustawy o CBA jednoznacznie mówi, że CBA powinno być finansowane ze środków budżetowych. - Jeśli jesteś finansowany z budżetu i masz inne dochody, a tak było, bo Fundusz Sprawiedliwości przekazał im te pieniądze, to natychmiast odprowadzasz je do ministra finansów. Nie masz prawa nimi dysponować. Wprost mówi o tym ustawa o finansach publicznych - oświadczył, odnosząc się do 25 mln złotych przekazanych CBA z Funduszu Sprawiedliwości w celu zakupienia systemu Pegasus. Jak dodał, CBA powinno było przekazać środki na rachunek ministra finansów.
Komisja śledcza ds. Pegasusa ma zbadać legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania m.in. przez rząd, służby specjalne i policję od listopada 2015 r. do listopada 2023 r. Komisja ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi dla polskich władz.
Zakup Pegasusa. Prokuratura podjęła decyzję
Dotychczas przesłuchała m.in.: byłego wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, byłego wiceszefa MS Michała Wosia, byłego dyrektora Departamentu Spraw Rodzinnych i Nieletnich w Ministerstwie Sprawiedliwości Mikołaja Pawlaka oraz innych pracowników resortu sprawiedliwości.
Przewodnicząca komisji śledczej ds. Pegasusa Magdalena Sroka poinformowała, że komisja wezwała na świadka byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Przesłuchanie ma odbyć się 1 lipca.