"Ówczesny zarząd Orlenu sztucznie utrzymywał zaniżone ceny hurtowe i doprowadził do zatrzymania importu. Sztuczne zaniżenie cen oraz pierwszy w historii w całej sieci Orlen na poziomie 5,99 zł spowodowało dodatkowo sztuczny wzrost popytu. Jednak nie to było najgorsze. W związku z tym, że paliwo w Polsce kosztowało prawie 3 złote mniej na litr niż w Niemczech i prawie 2 złote mniej niż w Czechach i Słowacji, rozpoczęła się wielka turystyka paliwowa do Polski" - wyjaśnia Orlen w klipie wideo opublikowanym na profilu biura prasowego spółki.
Latem 2023 r. jako pierwsi informowaliśmy, że na "anomalię" w cenach paliw w Polsce zwrócili uwagę analitycy banku Goldman Sachs. Podczas gdy w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech ceny paliw latem rosły wraz ze zwyżką notowań ropy naftowej, to w Polsce ceny spadały.
Przypomnijmy: "Awaria dystrybutora" - taki komunikat pojawił się na stacjach Orlenu jesienią 2023 r. Tajemnicą poliszynela było, że nie chodzi o żadną awarię, a brak paliwa, który staje się coraz bardziej dotkliwy.
Na początku września ubiegłego roku money.pl dotarł do treści e-maila, w którym PKN Orlen prezentował pracownikom stacji procedurę właściwego oznaczania dystrybutorów w przypadku braków paliwa. Wiadomość została wysłana przez Dział Standardów i Relacji z Klientami Sieci Detalicznej.
Gdy ceny paliw w Polsce na stacjach Orlenu utrzymywane były na poziomie 5,99 zł, na zakupy w naszym kraju ruszyli Niemcy, oszczędzając około 2 zł na każdym zatankowanym litrze. O turystyce paliwowej na zachodniej i południowej granicy pisaliśmy w money.pl.
Opisywaliśmy, że związku z turystyką paliwową i zatrzymaniem importu w Polsce zaczęło brakować paliw. Nawet pomimo tego, że Orlen uruchomił swoje rezerwy magazynowane na potrzeby kryzysu. A ponieważ koncern musiał realizować dostawy do pozostałych odbiorców, bo zerwanie umów wiązałoby się z gigantycznymi karami, kartki "awaria" pojawiły się tylko na stacjach Orlen. W szczycie kryzysu różnych gatunków paliw brakowało się na 700 spośród 1900 stacji paliw. Wszystko kosztowało Orlen 3,5 mld zł. Zwracaliśmy uwagę, że działo się to wszystko na chwilę przed wyborami w Polsce.
Mechanizm "awarii dystrybutorów" na Orlenie. Koncern wyjaśnia
"42 proc. konsumpcji paliw pokrywane jest w Polsce importem, bo polskie rafinerie w Płocku i Gdańsku nie są w stanie pokryć całego krajowego zapotrzebowania. Importerzy, którzy sprowadzają paliwa do Polski, płacą za nie ceny wyznaczane przez światowe giełdy. Jeśli cena hurtowa w danym kraju jest zbyt niska względem giełdy, importerzy przestają sprowadzać paliwo, bo musieliby sprzedawać je ze stratą" - tłumaczy lektor w nagraniu wideo opublikowanym przez Orlen.
"Dlatego też ustalając ceny paliw w danym kraju, bazuje się na globalnych notowaniach. Robi się to właśnie po to, żeby utrzymać stabilność rynku. Złamanie tej równowagi, czyli zaniżenie cen paliw, powoduje zatrzymanie importu i wyschnięcie stacji paliw" - mówi dalej.
Daniel Obajtek o awarii dystrybutorów
Wiosną tego roku zapytaliśmy o sprawę "awarii" dystrybutorów Daniela Obajtka. - Politycy opozycji zachowywali się nieodpowiedzialnie i napędzili tę panikę, mówiąc, że ceny paliw po wyborach będą po 8-10 zł, że zacznie się palić i walić. Na stacjach więc zaczęły tworzyć się kolejki, ludzie przyjeżdżali ze zbiornikami i tankowali po 5 tys. litrów paliwa. Jeżeli byśmy w tamtym czasie zrobili drastyczne ograniczenia w tankowaniu albo podnieśli cenę, to dopiero zaczęłoby się piekło - tak były prezes Orlenu tłumaczył w money.pl aferę z lawinowymi awariami dystrybutorów na stacjach.
Zapytaliśmy go również o to, czy do tej całej operacji były użyte rezerwy strategiczne. - Wszystko jest udokumentowane i złożone do Ministerstwa Klimatu i to wszystko, co robiliśmy w tamtym czasie, było uzasadnione. Rezerw używa się wtedy, kiedy występują nieprzewidziane sytuacje. Do tego służą rezerwy - odparł były prezes Orlenu.
W poniedziałek, 2 grudnia, byli członkowie zarządu i rady nadzorczej Orlenu na czele z Danielem Obajtkiem zorganizowali konferencję prasową, na której b. prezes koncernu powiadomił o zawiadomieniu prokuratury dotyczącej działania na szkodę spółki i "wielu zaniechań obecnych władz paliwowego giganta". Głos zabrali też inni przedstawiciele byłego kierownictwa Orlenu.
- Wprowadziliśmy Orlen do elity, uzyskaliśmy rekordowe ratingi. Szanowny obecny zarządzie, nie macie szans poprawić tych wyników. Patrzymy wam na ręce, na nieudolne próby prowadzenia zarządu. Powinniście się podać do dymisji, doprowadzacie koncern do upadku - mówił w poniedziałek Michał Róg, były członek zarządu Orlenu ds. handlowych.