Eksperci debatowali na temat pomysłu skrócenia tygodniowego czasu pracy z 5 (czyli z 40 godzin) do 4 dni podczas debaty zorganizowanej na XXXI Forum Ekonomicznym w Karpaczu. Na panelu pt. "Tydzień pracy i jego skracanie" spotkali się prof. Elżbieta Mączyńska z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, Rafał Baniak z Pracodawców RP oraz Adam Zych z fundacji Projekt PL.
I jak zauważyli zebrani na panelu eksperci - krótszy czas pracy to temat, który w ostatnim czasie stał się elementem przyszłej kampanii wyborczej. Przed wyborami parlamentarnymi w 2023 z pewnością o innym wymiarze pracy z pewnością będziemy wiele razy słyszeć.
- Skrócenie czasu pracy do 4 dni w tygodniu to nieodwracalny i jednocześnie wyjątkowo potrzebny kierunek – przekonuje prof. Elżbieta Mączyńska, wykładowca warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej oraz prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
- I nie chodzi o skrócenie czasu pracy ustawą, bo tak się nie da zrobić. To musi być proces i to proces wieloletni. Chciałam zwrócić uwagę, że prekursorem pięciodniowego tygodnia pracy - obowiązującego przecież powszechnie - był Henry Ford, czyli twórca marki samochodów Ford. A zaczął zmiany 100 lat temu - podkreślała. I przypomniała, że w Polsce pięciodniowy tydzień pracy dopiero zaczął pojawiać się za Edwarda Gierka, gdy co druga sobota była dniem wolnym.
- I wtedy rozgorzała wielka była dyskusja, jak gospodarka to wytrzyma i czy przypadkiem się nie załamie. Nie załamała się. Jednak kolejny krok znów musi być procesem. To kierunek nieunikniony w warunkach postępującej robotyzacji i ogólnej sytuacji na rynku pracy. Podobno jesteśmy właśnie elementem cywilizacji wiedzy, a wiedza wymaga kreatywności i czasu wolnego. Jeżeli będziemy podpierać się nosem, pracować po 12 godzin dziennie, to. Nie ma mowy o kreatywności, za to sporo można powiedzieć o kosztach społecznych i rodzinnych takiej sytuacji - przekonywała.
I zaproponowała, by każdy pracodawca wraz z pracownikami spróbował w swojej organizacji zidentyfikować zbędne prace i zadania u siebie. - I zobaczą państwo jaki potencjał się wyzwoli, gdy pracownicy zaczną o tym opowiadać - żartowała.
Człowiek w centrum uwagi
Podobną ocenę trendy ma Adam Zych z fundacji Projekt PL. - Taka zmiana nie wymaga nawet korekty w kodeksie pracy. 40-godzinny tydzień pracy jest maksymalnym możliwym, powyżej tego limitu pracodawca może proponować dodatkową pracę, ale musi wypłacić 50 proc. większe wynagrodzenie. I powiedzmy sobie szczerze, że już dziś jest wiele branż, w których standardem wcale nie jest praca w takim wymiarze, a zdecydowanie krótsza - mówił. I wskazał na branżę IT, gdzie 30 godzin pracy w tygodniu staje się w wielu firmach normą, o którą pracownicy wcale nie muszą się upominać.
- W centrum tej dyskusji musi być człowiek, a nie pracodawca i system ekonomiczny - dodawał.
Zdaniem Zycha w Polsce jest niezbędne jednocześnie promowanie elastycznego czasu pracy wśród pracodawców i pracowników. - Dla osób uczących się, dla studentów, ale również dla kobiet w ciąży i matek to powinna być naturalna oferta. Mamy wciąż jako pracodawcy spory problem z zatrudnianiem w krótszym wymiarze czasu, choć przecież lepiej mieć pracownika przez 4 godziny w ciągu dnia niż pozwolić mu odejść z jego doświadczeniem i wartością dla firmy - tłumaczył.
Nastroje z kolei tłumił Rafał Baniak, ekonomista i szef Pracodawców RP. - Jeżeli proces ma trwać 100 lat, to pracodawcy są na taki gotowi - ripostował. I zwracał uwagę, że w tej chwili gotowość do skrócenia czasu pracy wyraziło nieco ponad 14 proc. pracodawców, w większości z branży kreatywnej. 75 proc. badanych przez Pracodawców RP firm mówi już, że takiej zmiany nie przetrzymają ani oni, ani cała gospodarka.
Pracodawcy nie są gotowi
Podkreślał za to, że zanim rozpoczniemy na poważnie dyskusję o skróceniu czasu pracy, to powinniśmy dopracować kodeks pracy, w którym wciąż nieuregulowane i dziurawe są kwestie między innymi pracy zdalnej. - Mamy dwa projekty zmian całego kodeksu pracy, które leżą w szufladzie - przypomniał.
- Zgadzam się, że człowiek jest wartością firmy, jest kluczowy w tej dyskusji. Są branże, które poradzą sobie ze zmianą wymiaru czasu pracy, bo mają takie naturalne predyspozycje, ale są i takie, które do takiej zmiany mają daleko - mówił.
- Nic nie może być robione na szybko, bez analiz, ale powinniśmy zacząć o tym nie tylko mówić, ale i to robić - zadeklarowała prof. Elżbieta Mączyńska. I na koniec przypomniała o eseju pt. "Ekonomiczne perspektywy dla naszych wnuków". Pisał on tak: za 100 lat, czyli około 2030 roku, tydzień pracy dla większości ludzi będzie wynosił nie więcej niż 15 godzin, czyli 3 godziny dziennie.
- Niektórzy mówią, że to Keynes się mylił. Są jednak tacy, którzy podkreślają, że to my się mylimy - kończyła.
Materiał powstał we współpracy z Instytutem Studiów Wschodnich