Reprezentanci komitetów wyborczych starli się podczas drugiej, przedwyborczej debaty. Marcin Horała (PiS) przekonywał, że rząd Prawa i Sprawiedliwości jest pierwszym, który w sposób znaczący obniżył podatki. - Obniżyliśmy podatek PIT o jeden procent, całkowicie zlikwidowaliśmy PIT dla młodych, podnieśliśmy koszty uzyskania przychodu, podnieśliśmy kwotę wolną od podatku – zaznaczał.
Posłanka Izabela Leszczyna (KO) odpowiedziała Marcinowi Horale, że chyba zapomniał o kilkudziesięciu ważnych zmianach w podatkach. - Prawie 40 danin i podatków. Opłaty denna, mocowa, recyklingowa, przejściowa, emisyjna. Mówienie, że obniżacie podatki, jest śmieszne. To wy podnieśliście VAT do 23 procent już dwa razy – wyliczała.
Cztery lata rządów to mnóstwo czasu. Trzeba być prawdziwym miłośnikiem podatków, aby umieć wskazać wszystkie zmiany, które miały miejsce: zmiany stawek czy inne korekty. Ciężko jednak dyskutować z faktami – zmiany były i nie zawsze były to zmiany korzystne dla podatników.
Niby nie podatek, a jednak podatek
Zacznijmy od 2016 roku. W ciągu niespełna pół roku od wygranych przez PiS wyborów, budżet państwa zyskał nowe źródło dochodów w postaci podatku od niektórych instytucji finansowych. Tzw. podatek bankowy obciążał środki banków, ubezpieczycieli czy instytucji pożyczkowych.
Danina naliczana była od nadwyżki sumy wartości aktywów – w zależności od podmiotu – 2 lub 4 mld zł. Jak policzyła firma Grant Thornton, w ciągu pierwszych 20 miesięcy banki wpłaciły do budżetu łącznie 6,7 mld zł.
Rząd PiS sprawnie operuje językiem. Potrafi tak nazywać rzeczy, aby gdzieś przypadkiem nie pojawiło się słowo "podatek". Dobrym przykładem jest danina solidarnościowa. Te pieniądze płacą wszyscy ci, którzy zarabiają przynajmniej 1 mln zł w ciągu roku.
Stawka wynosi 4 proc. i nalicza się ją od tego, co jest powyżej wspomnianego miliona. Dla budżetu oznacza to 1 mld zł dodatkowej gotówki rocznie. Zebrane kwoty mają trafiać do funduszu celowego dla osób niepełnosprawnych.
Grzegorz Szysz z Departamentu Doradztwa w Grant Thornton zauważa, że choć sama opłata dotyka relatywnie niewielkiej – bo składającej z 20 tys. osób – grupy, to tak naprawdę zwiększa progresywność polskiego systemu podatkowego.
- Wejście w życie nowych regulacji należy utożsamiać z wprowadzeniem w Polsce nowej, czwartej stawki podatkowej na poziomie 36 proc. i końcem 19-procentowej stawki liniowej dla przedsiębiorców. W praktyce to przedsiębiorcy w największym stopniu odczują wprowadzenie daniny solidarnościowej, płacąc wyższy podatek od dochodów uzyskiwanych sukcesywnie w ramach swoich biznesów bądź sprzedaży tych biznesów – wyjaśnia ekspert.
Opodatkowane owoce morza
VAT… to niekończąca się historia. Po pierwsze rząd obiecał, że w 2016 roku wróci do niższej (22 proc.), podstawowej stawki VAT od dóbr i usług. Obietnica nie została spełniona. Dla podatników oznaczało to, że co roku oddadzą do budżetu dodatkowe 4,5 mld zł.
Do tego rząd podniósł stawkę na niektóre produkty. Entuzjaści homarów, ośmiorniczek, mięczaków, bezkręgowców i kawioru musieli w tym roku przygotować się na to, że będą musieli zapłacić za nie znacznie więcej. Stawka VAT na te produkty zwiększyła się bowiem z 5 na 23 proc.
Nie jest tajemnicą, że walka o poprawę środowiska wymaga nie tylko zmiany nawyków, ale też pieniędzy. Od stycznia zaczęła więc obowiązywać opłata emisyjna. Kto miał ją ponieść? Koncerny paliwowe, ale eksperci nie mieli wątpliwości, że firmy ostatecznie przerzucą ten – nazywając rzeczy po imieniu – podatek na kierowców. Co do zasady oznaczało to, że do każdego litra paliwa dojdzie dodatkowo 8 gr opłaty, które trafią do funduszy zajmujących się ochroną środowiska.
Na tym nie koniec. Jak twierdzi posłanka Izabela Leszczyna, rząd zwiększył lub wprowadził pewne quasi-fiskalne opłaty. Co dokładnie? Z przesłanej do naszej redakcji rozpiski wynika, że chodzi np. o opłatę przejściową, mocową za prąd, wodną, jakościową za badanie techniczne pojazdów i opłatę denną od przystani czy recyklingową.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl