W Tczewie w jednej z firm pracę może znaleźć krawcowa (umowa o pracę, wynagrodzenie od 2,6 tys. zł brutto), prasowaczka (identyczne warunki) oraz szwaczka (umowa o pracę, wynagrodzenie na poziomie pensji minimalnej). W Lublinie praca z kolei czeka na montera ociepleń budowlanych. Praca od zaraz, w systemie jednozmianowym, miesięczna pensja od 2,6 tys. do 4,4 tys. zł.
W Kutnie z kolei praca czeka na telemontera. Pensja? W okolicach 2,6 tys. zł, czyli pensja minimalna z ewentualnymi niewielkimi dodatkami.
W Grodzisku Dolnym w urzędzie pracy czeka oferta dla spawaczy. Wynagrodzenie? Dalekie od konkurencyjnego. Za fach firma oferuje pensję minimalną, a przynajmniej taką wpisała w ofertę. Więcej za to może zarobić mechanik maszyn budowlanych w Będgoszczy (powiat pyrzycki). Tu do wzięcia jest 3,5 tys. zł brutto. Na rękę to zatem ok. 2,5 tys. zł.
Zobacz także: Czy Orlen dogoni światowych gigantów? "I tak będzie jak konik Przewalskiego wobec paliwowych mastodontów"
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, pensje w Polsce po epidemii koronawirusa nie tylko stanęły. One po prostu runęły.
W styczniu wynagrodzenia oscylowały średnio w okolicach 5,2 tys. zł brutto. Do marca urosły o ponad 4 proc. do poziomu 5,4 tys. zł. I tu nastąpił wstrząs. Do maja wynagrodzenia spadły o 370 zł. Czerwiec pogłębił spadki. Ostatnie dane mówią, że średnia wynosi w tej chwili 5104 zł brutto. 385 zł brutto mniej niż wynosił tegoroczny szczyt.
Statystyczny Polak stracił zatem w ciągu trzech miesięcy niemal tysiąc złotych na rękę (332 zł miesięcznie).
Do normy wraca za to liczba oferowanych miejsc pracy. Mówiąc wprost: firmy znów zatrudniają. Nie płacą więcej, ale po pracowników się zgłaszają.
Jeszcze w styczniu (według danych GUS) było w Polsce ponad 76 tys. ofert pracy. W lutym ta liczba nieznacznie spadła, choć wciąż było to 68 tys. propozycji zatrudnienia. Marzec, kwiecień i maj to dla polskiego rynku pracy był już prawdziwy dramat. Jak wynika z danych GUS, liczba ofert pracy spadła o 40 proc. w ciągu jednego miesiąca. Przedsiębiorcy przestali zatrudniać, niektórzy wycofywali swoje ogłoszenia.
Efekt? W marcu, kwietniu i maju liczba ofert pracy oscylowała od 47 do 54 tys. Z danych wynika, że czerwiec przyniósł odbicie. I to znaczne. Pod koniec pierwszej połowy roku na rynku było jeszcze 66 tys. ofert pracy. To więcej niż np. w grudniu ubiegłego roku. Jak wynika z danych, to prywatne firmy ratują rynek pracy. Miesiąc w miesiąc zgłaszają blisko 85 tys. ofert (część znika szybko, więc nie jest uwzględniona w stanie na koniec miesiąca).
Do ideału jednak jest daleko. Jeszcze w ubiegłym roku polskie firmy potrafiły w ciągu 30 dni na rynek rzucić 120 tys. ofert pracy. I tu w szczytowym momencie kryzysu, liczba spadła o połowę.
Choć dane ogólnokrajowe są optymistyczne, to w wielu miejscach wciąż o pracę będzie trudno. Wystarczy zerknąć w sytuację poszczególnych województw. Jak na dłoni widać, że pod względem liczby bezrobotnych i ofert pracy Polska dzieli się nie na dwie, a na trzy grupy: A, B i C. Im dalej na wschód kraju, tym większa liczba bezrobotnych, którzy przypadają na 1 ofertę pracy.
43 bezrobotne osoby na jedno wolne miejsce pracy. Tak wygląda sytuacja na rynku pracy na Podkarpaciu. Województwo podlaskie? 31 bezrobotnych na 1 miejsce pracy z urzędu. Województwo lubelskie? 30 bezrobotnych na 1 stanowisko. Tak wygląda konkurencja bezrobotnych o zatrudnienie na ścianie wschodniej. I tak złej sytuacji bezrobotnych nie ma w żadnym miejscu w kraju. Pod względem liczby bezrobotnych na 1 ofertę pracy, śmiało można nazwać te regiony Polską C.
Nieco lepsza jest sytuacja w województwie świętokrzyskim. Tu przypada 29 bezrobotnych na 1 ofertę pracy. W województwie mazowieckim to 20, w województwie kujawsko-pomorskim 21 bezrobotnych na jedną propozycję zatrudnienia. Gdzie jest najlepiej? Na Dolnym Śląsku. Tu na jedną propozycję zatrudnienia przypada tylko 8 bezrobotnych.
Sprawdziliśmy również dane poszczególnych powiatów. Jak wynika z bazy Głównego Urzędu Statystycznego, największa konkurencja o pracę jest w powiecie przemyskim. Tu na 1 ofertę przypada 465 zarejestrowanych bezrobotnych. Powiatów, w których liczba bezrobotnych na 1 miejsce pracy przekracza poziom 100, jest w całym kraju dokładnie 28. Są jednak też takie powiaty, w których liczba bezrobotnych na 1 miejsce pracy jest niższa niż 10. Taką statystykę mają 62 regiony.
Warto pamiętać, że GUS w tych statystykach bierze pod uwagę zarejestrowanych bezrobotnych oraz miejsca pracy oferowane w urzędach. Ankieterzy nie liczą np. ofert wywieszonych w witrynach sklepowych, na przystankach i innych miejscach. Stąd statystyka może delikatnie przekłamywać rzeczywistość, choć trudność ze znalezieniem pracy dobrze oddaje.
A dane ogólnopolskie? W kwietniu i maju na jedną ofertę pracy w całej Polsce przypadało po 20 bezrobotnych (odpowiednio 20 w kwietniu i 19 w maju). Warto dodać, że jeszcze na początku roku teoretyczna konkurencja w urzędach pracy wynosiła 12 bezrobotnych na jedno miejsce pracy. To się oczywiście zmieniło, gdy gospodarka stanęła. Dziś widać pierwsze oznaki poprawy.
W czerwcu o jedną ofertę pracy konkurowało 15 zarejestrowanych bezrobotnych. I w tym miejscu warto się zatrzymać. Spadek tej liczby może zwiastować dwie rzeczy: albo większą liczbę ofert pracy, albo mniejszą liczbę bezrobotnych. Dane Głównego Urzędu Statystycznego nie pozostawiają złudzeń - to efekt większej bazy.