- Oto wybór Polaków: albo ciepłe posadki dla działaczy partyjnych PiS, albo wyższe płace i niższe podatki dla wszystkich Polaków - mówił Grzegorz Schetyna podczas sobotniej konwencji Platformy Obywatelskiej. Przypomniał jeden ze sztandarowych programów.
Mowa o programie "Wyższe płace", który PO zaprezentowało pod koniec ubiegłego roku. Propozycja składa się z dwóch filarów, które mają podwyższyć wynagrodzenia wszystkich Polaków.
Program zakłada obniżkę opłat i podatków tak, by stanowiły maksymalnie do 35 proc. wynagrodzenia. To oznacza, że zarówno podatek dochodowy, jak i składki na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, musiałyby pójść w dół. Platforma Obywatelska proponuje, by PIT był na poziomie 10 i 24 proc. Dziś to 18 i 32 proc.
Drugi element programu to wsparcie dla osób pracujących, które mają niską pensję. Grzegorz Schetyna powtórzył obietnicę wręczania dodatków tym, którzy nie zarabiają więcej niż dwukrotność płacy minimalnej (czyli 4500 zł w 2019). Ci, którzy zarabiają pensję minimalną mogliby liczyć na 500 zł dodatku co miesiąc. Wraz ze wzrostem pensji spadałby dodatek.
Platforma Obywatelska deklaruje, że zarabiający najmniej zyskaliby na tym pomyśle co miesiąc nawet 613 złotych. To 500 złotych dodatku i 113 złotych zysku na niższych podatkach.
Jak wyglądałyby pensje? Osoba zarabiająca 2250 zł brutto, (czyli dziś 1633 zł netto) po wprowadzeniu propozycji PO, zarabiałaby netto już 2247 złotych. W efekcie brutto zrównałoby się z netto.
Z kolei osoba zarabiająca dokładnie 3 tys. złotych brutto, po zmianach dostawałaby na rękę 2663 złote. To skok o ponad 400 zł - z 2156 zł netto, które otrzymuje dziś.
- Mogę zapewnić: w 2030 portfel Polaków dorówna włoskiemu i hiszpańskiemu - zadeklarował Grzegorz Schetyna.
Co ciekawe, ta obietnica Grzegorza Schetyny nie jest zbyt trudna do realizacji. Powód? Już dziś pensje w Polsce rosną szybciej niż w innych europejskich krajach. Jak wynika z analizy Grant Thornton, za 5 lat będziemy zarabiać jak Portugalczycy, za 6 lat jak Grecy.
Za mniej niż 20 lat - w 2037 roku - w Polsce pensje powinny być równe tym w Hiszpanii. W 2041 roku dogonimy Włochy, a za pół wieku Niemcy. Mowa oczywiście tylko i wyłącznie o pensjach. Gdyby obietnica Platformy Obywatelskiej miała się spełnić, Polska musiałby nieco przyśpieszyć tempa.
Jak wynika z analizy firmy doradczej Grant Thornton, pod względem wynagrodzenia jesteśmy o pół wieku zapóźnieni w stosunku do europejskich sąsiadów. W ostatnim czasie polska gospodarka i wynagrodzenia rosły na tyle szybko, że mamy szansę przegonić inne kraje. Mówiąc wprost: biegniemy szybciej niż inni, ale dystans mamy daleki.
W Luksemburgu za średnią pensję można kupić blisko 4 tys. litrów paliwa. Ewentualnie to około 500 Big Maców lub podobna liczba biletów do kina. Luksemburczyk za średnią pensję zje dziennie 16 kanapek w popularnej siedzi fast food. W Niemczech z kolei średnia pensja pozwala na zatankowanie 3 tys. litrów paliwa lub kupienie 600 Big Maców. W Irlandii i Hiszpanii statystyczny pracownik może wlać do baku 2 tys. litrów paliwa. Przejedzie za to 20 tys. kilometrów.
A w Polsce? Średnia pensja to około 900 litrów paliwa, trochę ponad 200 kanapek w fast foodzie lub nieco mniej biletów do kina.