Właśnie ruszają wypłaty nowego finansowego dodatku. Na kolejne 500 zł może liczyć w sumie 850 tys. osób. Zakład Ubezpieczeń Społecznych potrzebował organizacyjnej sztuczki, by program nie zakorkował się już na samym początku. Wszystko przez problemy kadrowe. W Polsce po prostu nie ma komu badać dla ZUS.
O co chodzi? Przepisy dotyczące 500+ dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji i emerytów po 75. roku życia z zasiłkiem pielęgnacyjnym zaczynają obowiązywać właśnie od 1 października. Wnioski można było składać jednak już od początku września. I Polacy masowo wzięli się za wypełnianie papierów.
Jak wynika z informacji money.pl, do końca ubiegłego tygodnia w ZUS było już ponad 160 tys. wniosków. Każdego dnia do urzędników trafia kolejne 8 tys. Zanim jednak większość osób dostanie pieniądze, musi zostać zbadana przez lekarza orzecznika. To on potwierdza stan zdrowia, to on wystawia zaświadczenie np. o niezdolności do samodzielnej egzystencji. I tu pojawia się problem. Tych ludzi brakuje.
ZUS zapewnia, żadnych problemów nie będzie. Osoby niezdolne do samodzielnej egzystencji mogą spokojnie składać wnioski - twierdzą przedstawiciele Zakładu.
Problem z kadrami
Zakład Ubezpieczeń Społecznych oferuje nawet 10 tys. zł lekarzom, którzy zostaną orzecznikami, ale chętnych brakuje. W największych miastach nie jest to konkurencyjne wynagrodzenie, a zakres pracy całkiem spory.
Kolejne rekrutacje nie przynoszą efektów. Przy zamkniętych ofertach za to można spotkać krótki opis: "Rekrutacja zakończona niepowodzeniem. Brak odpowiednich kandydatów na stanowisko". Nie jest tajemnicą, że prawda jest bardziej brutalna i opis mógłby brzmieć tak: brak jakichkolwiek kandydatów na stanowisko. Lekarz orzecznik wielu kojarzy się ze zwykłym urzędnikiem, a nie medykiem. Modzi lekarze nie pomogą, bo zgodnie z przepisami ZUS może brać tylko tych, którzy mają spore doświadczenie i specjalizacje.
Dla ZUS to ogromny problem. To właśnie lekarz orzecznik i komisja lekarska wydają orzeczenie na podstawie dokumentacji dołączonej do wniosku oraz po przeprowadzeniu bezpośredniego badania stanu zdrowia. Są niezbędni w całej układance. Nie tylko przy 500+ dla niesamodzielnych, ale również przy decyzjach z systemu rentowego.
Jak wynika z informacji money.pl, z marszu Zakład zatrudniłby 200 lekarzy orzeczników, choć miejsce do pracy byłoby nawet dla 400 osób. W ofercie są i elastyczne godziny pracy, i niepełny etat, i możliwości dogadania się i łączenia pracy z inną praktyką. I wciąż nic.
Tysiące dokumentów
O skali wyzwania przy okazji najbliższego programu najlepiej mówią statystyki.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych na stałe ma etat dla 670 lekarzy orzeczników. W ciągu roku wydają około 1 mln decyzji, czyli średnio nieco ponad 80 tys. miesięcznie. Tymczasem program "500+" dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji trafi do blisko 850 tys. osób, a dokumenty złożyło wspomniane 160 tys. Wniosek? Już na starcie rozpatrywania wniosków w ZUS leżą sprawy, które zwykle orzecznicy obrabiają w ciągu dwóch miesięcy.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych doskonale zdaje sobie sprawę, że przerobienie 800 tys. dodatkowych wniosków własnymi siłami i to w krótkim czasie jest niemożliwe. Sytuacji nie poprawia fakt, że część orzeczników trzeba będzie wysłać w teren. Zgodnie z przepisami, jeżeli stan zdrowia uniemożliwia osobiste zgłoszenie się na badanie, może ono być przeprowadzane w miejscu pobytu.
Nie jest tajemnicą, że w ZUS nikt nie dopuszcza nawet do myśli, że osoby niezdolne do samodzielnej egzystencji będą stały w kolejkach.
ZUS uspokaja
- W pierwszych dniach października pojawią się już pierwsze pozytywne decyzje dotyczące wypłat środków - deklaruje w rozmowie z money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Potwierdza też liczbę wakatów dla lekarzy orzeczników i trudności z rekrutacją. Zapewnia jednak, że nie dojdzie ani do blokady, ani do paraliżu, a wszyscy w ZUS będą obsługiwani na bieżąco. Najpierw, jeżeli nie mają orzeczenia o niesamodzielności, trafią do lekarza orzecznika, później dostaną decyzję o przyznaniu świadczenia.
- Oczywiście ponad 800 tys. potencjalnych wniosków to ogromna liczba. Żeby przygotować się na start programu, przez ostatnie dwa miesiące prowadziliśmy bardzo wytężone prace. Na miesiąc przed terminem rozpoczęliśmy przyjmować wnioski. Dokumenty można było dostarczać już od września. Dzięki temu napływ wniosków bardziej równomiernie miał rozłożyć się w czasie - tłumaczy.
- Zakład Ubezpieczeń Społecznych zawiera również umowy z lekarzami konsultantami, którzy zajmą się oceną stanu zdrowia i sprawności organizmu, przygotowując materiał medyczny dla lekarzy orzeczników. Orzeczenie zawsze będzie wydawał lekarz orzecznik ZUS, ale badania i ocena dokumentów będą już wstępnie przygotowane przez konsultanta specjalistę. To znacznie przyśpieszy czas realizacji wniosków - tłumaczy.
Zobacz także: 500+ dla osób z niepełnosprawnością. ZUS chce pozyskać dodatkowych lekarzy-orzeczników
Nie zgadza się jednak z opinią, że to "sztuczka" Zakładu. Jak podkreśla, ZUS korzysta z każdej możliwości, która pozwoli przyspieszyć czas obsługi i szybciej wydać decyzję. Dodaje, że przy wprowadzaniu elektronicznych zwolnień lekarskich Zakład nawiązał sporo kontaktów z lekarzami. Teraz stara się wykorzystać te kontakty, by pozyskać - choćby na czas określony - lekarzy orzeczników. Jak mówi Andrusiewicz, w wielu miejscach kraju to się udaje.
Jednocześnie w ZUS można usłyszeć, że skoro Zakład dał radę w ciągu zaledwie kilku tygodni zmienić sposób wyliczania waloryzacji po decyzji polityków i wypłacił 13. emeryturę blisko 10 mln osób bez opóźnień, to i z 500+ sobie poradzi.