O gigantycznych zarobkach prezesów spółdzielni napisał "Fakt". Według dziennika na pensje trzyosobowego zarządu olsztyńska spółdzielnia przeznacza co miesiąc nawet 140 tys. zł. Pojezierze kontroluje 11 tys. mieszkań, w których mieszka nawet około 33 tys. osób.
- Czy to prawda? Czy zareagują państwo w jakiś sposób na tę publikację? - pytamy się w sekretariacie spółdzielni. - Trudno mi powiedzieć, czy zareagujemy - słyszymy tylko.
Zdaniem bezpartyjnej senator Lidii Staroń, mocno zaangażowanej w sprawy spółdzielcze, pensja z Olsztyna bynajmniej nie jest rekordowa - W jednej z warszawskich spółdzielni prezes pobiera aż 68 tys. zł - mówi money.pl Staroń.
Zdaniem senator wysokie, często nieproporcjonalne do zakresu obowiązków pensje władz spółdzielni to tylko jeden z problemów. Bardzo często bowiem zdarza się, że zarobki w spółdzielniach są pilnie strzeżoną tajemnicą, zauważa Staroń.
Sprawdziliśmy - zadzwoniliśmy do kilkunastu dużych spółdzielni z całego kraju, zadając dwa pytania. Pierwsze dotyczyło tego, czy zarobki prezesów są jawne dla wszystkich, a drugie - czy mogą być ujawnione, jeśli poproszą o to sami członkowie spółdzielni.
W żadnej ze spółdzielni nie usłyszeliśmy jednak odpowiedzi twierdzącej. Wszędzie natomiast był kłopot z odpowiedzią. W jednej spółdzielni zostaliśmy nawet przekierowani do inspektora RODO. - Ja na pewno nie udzielę takiej informacji - usłyszeliśmy jednak tylko.
A teoretycznie wszelkie uchwały spółdzielni powinny być do wglądu jej członków - w tym te dotyczące zarobków kierownictwa.
- Znany problem - kwituje senator Staroń. - Zajmowaliśmy się wieloma takimi sprawami. Często są już konkretne wyroki sądów, nakazujące ujawnienie zarobków. Ale nierzadko prezesi odpowiadają: "I co z tego, że jest wyrok. I tak nie ujawnimy" - opowiada senator.
Staroń tłumaczy więc, że niezbędne jest wprowadzenie przepisów karnych. - One powinny sankcjonować takie działania. Zarówno prezesa, jak i rady nadzorczej spółdzielni - tłumaczy senator.
"Zarobki to tylko część problemu"
Lidia Staroń przekonuje, że w ogóle zasady, na jakich działają spółdzielnie, powinny się zmienić. Pomysłem senator jest, aby wybory zarządu i członków rady nadzorczej spółdzielni odbywały się w sposób tajny, bezpośredni i były wyznaczane w dniach wolnych od pracy, czyli tak jak w wyborach powszechnych. - Jak wyglądają dzisiaj wybory w spółdzielni to wiemy, decyzje zapadają na przykład o 3 w nocy - mówiła senator.
Staroń zapewnia, że ma już projekt ustawy, który będzie to wszystko regulował, w tym jawność zarobków prezesów. - Wszystko jest już gotowe. Czekamy tylko na początek nowej kadencji - mówi money.pl senator.
Czy ustawa ma szansę przejść przez parlament? - Poczekajmy na konkrety, aż ustawa zostanie złożona - mówi money.pl Radosław Fogiel, zastępca rzecznika prasowego PiS. Przyznaje, że jest świadomy tego, że działanie wielu spółdzielni wzbudza kontrowersje. Z drugiej strony mówi nam, że nie zawsze politycy powinni regulować działalność takich instytucji. - Wiele tu powinno zależeć od samych członków spółdzielni - dodaje Fogiel.
- Przyznam, że jestem bardzo ciekawy, co z tego wszystkiego wyniknie - mówi nam pracownik administracyjny dużej spółdzielni z północy kraju. - Szczegółów pomysłu Staroń jeszcze nie znam. Pewne pomysły wydają się jednak sensowne, bo nie da się ukryć, że dziś wiele spółdzielni to po prostu folwark prezesów. Zarabiają krocie, wszystko pod siebie ustawiają. A znam takich, którym nie wystarczy bycie prezesem tylko jednej spółdzielni. Niektórzy kierują nawet... kilkoma. To przecież patologia - słyszymy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl