Hazard w Polsce to coraz większy biznes. Kilka lat temu rząd postawił sobie za cel zdobycie nad nim pełnej kontroli fiskalnej. Dlatego dziś, by oferować takie usługi, trzeba mieć na to zgodę państwa. Przepisy swoje, a życie swoje. Nielegalni bukmacherzy dopisują nowe cyferki do swoich domen internetowych i w miejsce zablokowanych stron uruchamiają kolejne, różniące się minimalnie adresem.
Walka legalnych i nielegalnych bukmacherów trwa i łatwa nie jest. Dziury finansowej, przez którą uciekają Polsce pieniądze za hazard w sieci, wciąż nie udało się zasypać. Eksperci EY - za sprawą opracowanego modelu ekonometrycznego - szacują, że w 2020 roku wielkość szarej strefy wyniosła 12,6 mld złotych, co stanowi dokładnie 46,7 proc. rynku online.
"Oznacza to, że 14,4 mld złotych obrotu wygenerowała legalna część branży. Legalne podmioty na stacjonarnym rynku hazardowym osiągnęły obroty na poziomie 11,7 mld złotych" - czytamy w raporcie.
Jego autorzy podają, że wartość całej branży hazardowej - online i stacjonarnej - osiągnęła w 2020 roku wartość niecałych 39 mld złotych. Zastrzegają od razu, że do kwoty tej nie jest doliczona wartość szarej strefy w hazardzie stacjonarnym.
Walka z szarą strefą w hazardzie ma dwie strony medalu. Dr Marek Rozkrut, partner i główny ekonomista EY w Polsce, współautor raportu EY, podkreśla, że procentowo udział szarej strefy w rynku spada. Ale obraz zmienia się nieco, gdy spojrzeć głębiej.
- Z drugiej strony nie oznacza to wcale, że wartość hazardu online w szarej strefie maleje także w ujęciu absolutnym. Przeciwnie, nasze szacunki wskazują na wzrost obrotów w szarej strefie - do ok. 12,6 mld złotych w 2020 roku, a wspomniany spadek udziału nielegalnych operatorów w rynku wynika z jeszcze szybszego wzrostu legalnej części rynku - tłumaczy Marek Rozkrut.
- Ponadto nasza analiza pokazuje, że sektor finansów publicznych, mimo nowelizacji prawa i wprowadzonych wraz z nią narzędzi przeciwdziałania szarej strefie na rynku hazardowym online, traci każdego roku setki milionów złotych z tytułu nieodprowadzonego podatku od gier, CIT czy PIT - dodaje.
EY podaje, że Skarb Państwa mógł stracić z tytułu nieodprowadzonego podatku od gier 594 mln złotych w 2020 roku. Kwota ta odpowiada 25 proc. faktycznie uzyskanych dochodów sektora finansów publicznych z tytułu podatku od gier.
Ministerstwo pochwaliło się sukcesami w zwalczaniu szarej strefy
Raport EY, który powstał na zlecenie legalnych firm bukmacherskich ze stowarzyszenia Graj Legalnie, stoi w opozycji do danych Ministerstwa Finansów. Przed kilkoma tygodniami resort publikował dane, z których wynikało, że szara strefa w grach kasynowych spadła ze 100 proc. w 2016 roku do 40,3 proc. w 2020 roku.
Jeszcze lepiej miało pójść z ograniczeniem szarej strefy w zakładach wzajemnych, czyli w bukmacherce. Szacunki ministerialne mówią o nawet 60-procentowej szarej strefie w 2016 roku i zaledwie 9,4-procentowej w 2020 roku.
Eksperci w rozmowie z money.pl podkreślali wówczas, że dane resortu nie zawierają wszystkich informacji, które pozwalają ustalić realną wysokość szarej strefy.
O co chodzi? MF powoływał się na dane międzynarodowej agencji badawczej H2GC. Problem w tym, że w zakładach bukmacherskich online te dane z raportu tej firmy pokazują tylko skrawek szarej strefy (tzw. official registrated offshore gambling) stanowiący około 20-30 proc. całej szarej strefy.
Wspomniana firma H2GC - która przygotowała raport dla resortu - bada tylko firmy, które raportują swoje wpływy z polskiego rynku. Dotyczy to więc bukmacherów, którzy działają u nas nielegalnie, kierują ofertę do polskiego klienta, a jednocześnie są spółkami publicznymi. Oznacza to, że na przykład będąc na giełdzie, muszą powiedzieć, ile zarabiają w Polsce. Takich bukmacherów jest jednak niewiele.
- Zdecydowana większość to nigdzie nieraportowany rynek offshore działający na bazie licencji z Malty czy Curacao. One stanowią do około 60 proc. szarej strefy. Do tego należy dodać także podmioty działające bez absolutnie żadnych licencji i kontroli z totalnie szarej strefy - tłumaczył przed miesiącem jeden z  przedstawicieli branży.
Szara strefa oferuje gry i zakłady niedostępne dla legalnych firm
Na inny problem zwraca uwagę wspomniany wcześniej raport EY. Chodzi o część gier hazardowych, które w Polsce są całkowicie zakazane (np. turnieje pokera online) lub też objęte są monopolem państwa (np. kasyno online). Działający w szarej strefie przedsiębiorcy "zapełniają" powstałą w ten sposób lukę, oferując zainteresowanym gry niedostępne dla tych legalnie działających.
Katarzyna Mikołajczyk, prezes Stowarzyszenia Graj Legalnie, zwraca uwagę, że badanie EY ujawniło, że niemal połowa rynku online jest "w rękach międzynarodowych graczy świadczących usługi poza polskim prawem".
- O ile nowelizacja z 2017 roku wyraźnie poprawiła sytuację w sektorze, to nadal nie można uznać, że problem szarej strefy został zażegnany. Legalna część branży od lat apeluje o wprowadzenie bardziej zdecydowanych działań wobec firm działających poza polskim prawem, w tym skuteczniejsze blokowanie nielegalnych witryn internetowych oraz płatności na ich rzecz - tłumaczy Katarzyna Mikołajczyk.
- Stowarzyszenie Graj Legalnie podkreśla również, że jest gotowe do przedstawienia regulatorowi rozwiązań, które w znacznym stopniu zminimalizują skalę szarej strefy w Polsce - dodaje.
Zwróciliśmy się w tej kwestii o komentarz do Totalizatora Sportowego. Rzeczniczka prasowa Aida Bella podkreśliła, że trudno się spółce odnieść do raportu, który nie został jeszcze opublikowany.
- Niemniej jednak na poziomie wpływów do budżetu państwa widać dość jasno skuteczność nowej regulacji z 2017 r. W roku 2016, przed wprowadzeniem regulacji, łączne wpływy budżetowe z podatku od gier i dopłat do gier liczbowych i loterii pieniężnych, wyniosły 2,4 mld zł. W roku 2019 i 2020 było to już każdorazowo ponad 3,4 mld - mówi money.pl Aida Bella.
- Dodatkowy miliard w budżecie każdego roku jest oznaką, że legalny rynek hazardowy przy nowych regulacjach się znacznie rozwinął, czego nie wolno pominąć w analizach - dodaje rzeczniczka spółki.