We wtorek w Sejmie odbyło się specjalne posiedzenie komisji finansów publicznych oraz komisji gospodarki i rozwoju. Poświęcone było tematowi rekordowego wzrostu inflacji w Polsce oraz lawinowo rosnących cen i kosztów utrzymania polskich rodzin.
Posłowie opozycji obrady rozpoczęli od mocnego uderzenia w premiera i prezesa NBP. Przypomnieli, że na starcie pandemii w marcu 2020 roku inflacja wynosiła 4,6 proc., przekraczając już wtedy dopuszczalne przez bank centralny poziomy (3,5 proc.).
Wytknęli, że premier Mateusz Morawiecki mówił wtedy, że polityka rządu i NBP właściwie współdziała, a jedyną groźbą odnośnie do cen jest wystąpienie deflacji, czyli spadku cen. Posłowie przypomnieli też wypowiedzi prezesa banku centralnego Adama Glapińskiego, który bardziej interesował się wtedy kursem złotego i mówił, że nie trzeba się martwić inflacją.
Najnowsze dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) sprzed kilku dni wskazały, że ceny dóbr i usług konsumpcyjnych rosną w tempie aż 8,6 proc. w skali roku. Można więc mówić o największej drożyźnie od 22 lat. A tarcza szumnie zapowiadana przez rząd nie pomogła zatrzymać gwałtownego wzrostu cen.
Głównym gościem komisji był minister finansów Tadeusz Kościński. Obserwatorzy, którzy liczyli na długą i szczegółową analizę sytuacji, prognozy inflacji i wreszcie uderzenie się w piersi ministra, mocno się zawiedli. Całe wystąpienie zajęło 97 sekund.
Tadeusz Kościński o inflacji
- Odczyty inflacji są wysokie, ale to nie wynika z nieudolnej działalności rządu i NBP. Inflacja spowodowana jest głównie czynnikami zewnętrznymi, np. wysokimi cenami surowców. To globalny fenomen - wskazał minister finansów.
Tadeusz Kościński podkreślił, że inflacja w wielu krajach jest najwyższa od dziesięcioleci. Zastrzegł jednak, że to tylko zjawisko przejściowe. Choć nie wskazał, kiedy potężne podwyżki cen odpuszczą.
Minister finansów mówił o sukcesie rządu w walce z pandemią. Podkreślił, że sytuacja na rynku pracy jest niemal najlepsza w UE. Tym samym wskazał, że podwyższone poziomy inflacji należy traktować po prostu jako cenę za wysoką dynamikę odbicia gospodarczego.
- Rząd stara się łagodzić skutki inflacji, szczególnie dla najuboższych, wprowadzając kolejne tarczy antyinflacyjne - podkreślił.
To wszystko, co można było usłyszeć w wystąpieniu ministra finansów. Bardzo krótki komentarz bardzo zadziwił i zbulwersował posłów opozycji, biorących udział w posiedzeniu. Pojawiły się wręcz żarty z sali, mówiące o tym, że zerwało połączenie internetowe z Tadeuszem Kościńskim, który brał zdalny udział w obradach. Posłowie nie dowierzali, że minister finansów tak krótko się wypowiedział, jakby bagatelizował problem wzrostu cen.
Minister finansów nic nie wyklucza
Tadeusz Kościński w ostatnim czasie często musi odpowiadać na pytania o szalejącą w Polsce inflację. Przyznawał m.in., że w najbliższych miesiącach może być nawet dwucyfrowa.
Minister pytany w Polsat News oraz Interii, czy w 2022 roku "pęknie" granica 10-proc. inflacji, nie zaprzeczył.
- Nie można niczego wykluczyć. Nikt naprawdę nie wie. Oczywiście wszystko robimy, żeby inflacja schłodziła się, nie rosła tak szybko, ale niczego nie można wykluczyć - przyznał.
Także wtedy podkreślił, że za wysoką inflację w Polsce odpowiadają przede wszystkim czynniki zewnętrzne - wysokie ceny energii elektrycznej, gazu, paliw. Zwrócił uwagę, że nie wiadomo co się stanie w przyszłości i czy np. ceny uprawnień ETS zdrożeją, bądź Gazprom jeszcze bardziej przykręci kurek z gazem.
Minister nie odpowiedział na pytanie, jaki jest wpływ państwa na poziom inflacji, ale wskazał, że jest to też "kwestia sentymentu".
- Inflacja jest w dużym procencie emocją. Jak będziemy mówili, że będzie duża inflacja, to tak się stanie. Jak racjonalnie będziemy podchodzić, spokojnie, to ta inflacja nie będzie tak szybko rosnąć, nie będzie tej presji i zacznie schodzić, naturalnie zejdzie - mówił.