- Mamy do czynienia z początkiem końca pandemii - przekonywał na konferencji prasowej w ubiegłym tygodniu minister zdrowia Adam Niedzielski. Wraz z tym stwierdzeniem szef MZ ogłosił częściowe znoszenie obostrzeń - od 21 lutego np. edukacja wraca do trybu stacjonarnego.
Gorzkich słów ministrowi nie szczędzili i eksperci, i komentatorzy. - To wszystko zależy, gdzie chcemy zobaczyć ten koniec - stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Jeśli mówimy o końcu za miesiąc, to możemy mówić o początku końca piątej fali. Jeśli koniec chcemy zobaczyć za rok, to faktycznie możemy powiedzieć, że jest to początek końca pandemii. Aczkolwiek radziłbym się z tym wstrzymać i zobaczyć, co się stanie jesienią - tłumaczył prof. Flisiak.
Z ministrem zdrowia nie zgadzają się też Polacy. Z sondażu United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej" wynika, że aż 77 proc. respondentów jest zdania, że pandemia SARS-CoV-2 nie została opanowana.
A co jeśli minister Niedzielski ma rację?
Mimo tak negatywnego oddźwięku słów ministra, pewne sygnały napływające ze świata zdają się sugerować, że jego wypowiedź nie jest oderwana od rzeczywistości. Oto pięć argumentów sugerujących, że Adam Niedzielski może mieć rację.
Po pierwsze o wybuchu pandemii zdecydowała Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i to ona ogłosi jej zakończenie. Pod koniec stycznia szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus stwierdził, że "mamy wszystkie potrzebne narzędzia, by zakończyć najcięższą fazę pandemii COVID-19". Zaznaczył, że trzeci rok jej istnienia na świecie może być ostatnim, jeżeli wszystkie państwa będą działać solidarnie.
Podobne słowa w ostatnich dniach wypowiedział dr Hans Kluge, regionalny dyrektor WHO w Europie. Podkreślał, że choć wciąż jest daleko od końca pandemii, to jednak po raz pierwszy od jej wybuchu możemy przejąć nad nią kontrolę.
Okres zwiększonej ochrony powinien być postrzegany jako swego rodzaju "zawieszenie broni", które dopiero może nam przynieść długotrwały pokój - stwierdził dr Hans Kluge.
Trzeba jednak podkreślić, że już po kilku dniach przedstawiciele WHO tonowali optymizm. Główna doradczyni naukowa WHO Soumya Swaminathan na konferencji w Kapsztadzie mówiła o tym, że naukowcy spodziewają się kolejnych wariantów koronawirusa.
Głos krytycznych dotąd ekspertów i producentów szczepionek
Zmianę nastawienia widać też u niektórych ekspertów, którzy dotychczas nie szczędzili gorzkich słów rządzącym, że ci nie podejmują bardziej stanowczych kroków. Jako drugi argument przytoczyć można słowa dra Anthony'ego Fauciego, głównego doradcy Białego Domu ds. medycznych.
Nie chcemy, żebyście byli lekkomyślni [...], ale musimy iść w stronę normalności. Faktem jest, że świat i USA [...] mierzą się z COVID-19, ale tak naprawdę potrzebują jednocześnie jakoś odzyskać swoje życie - podkreślił doradca prezydenta Bidena w rozmowie z agencją Reutera.
Trzecim argumentem za "początkiem końca" pandemii są sygnały płynące od producentów szczepionek. Stephane Bancel, dyrektor generalny Moderny, w rozmowie z CNBC stwierdził, że "rozsądne" jest założenie, iż świat zbliża się do końcowej fazy pandemii.
Johnson&Johnson - producent jednodawkowego preparatu - zmniejszył produkcję szczepionki w Europie - informował niedawno "The New York Times". Choć decyzja ma być tymczasowa, to jednak wywołała lawinę spekulacji w Stanach Zjednoczonych.
Niektóre państwa przechodzą od słów do czynów
Część ekspertów mówi o końcu pandemii, a niektórzy politycy europejscy idą krok dalej. Wielka Brytania już w lutym zaczęła uwalniać gospodarkę. Dania całkowicie zrezygnowała z lockdownu, tak jak i Szwecja. Luzowanie restrykcji zapowiedziały też m.in.: Holandia, Norwegia, Czechy czy Hiszpania.
"Odwilż" widać też w Stanach Zjednoczonych. W części stanów obywatele nie muszą już zakrywać ust i nosa w pomieszczeniach zamkniętych.
I wreszcie ostatni argument za tym, że pandemia się powoli kończy, to postęp procesu szczepień na świecie. Na ten moment szczepionki są jedyną pewną ochroną przed ciężkim przebiegiem i zgonem z powodu COVID-19. Według portalu ourworldindata.org ponad 62,5 proc. ludzi na Ziemi przyjęło jedną dawkę szczepionki. Dwiema dawkami zaszczepione jest 54,7 proc. populacji, a przypominającą - 15,9 proc.
Niektórzy tonują optymizm
Nie brak też głosów, że zachwyty nad faktem, iż Omikron wywołuje zazwyczaj łagodniejszy przebieg infekcji, są przedwczesne i mogą nam się odbić czkawką. Nadal bowiem nie można przewidzieć, w którą stronę będzie mutował koronawirus.
- Ludzie wydają się myśleć, że nastąpiła liniowa ewolucja wirusa od Alfy do Bety, od Delty do Omikronu, ale tak po prostu nie jest - tłumaczył w wywiadzie dla "The Observer" prof. Lawrence Young z Uniwersytetu Warwick. - Pomysł, że warianty wirusów będą nadal łagodnieć, jest błędny. Nowy może na przykład okazać się jeszcze bardziej chorobotwórczy niż wariant Delta - zaznacza prof. Young.