Jak pisze "Gazeta Wyborcza", o opinię biegłego w sprawie badań wariografem nie może doprosić się pełnomocnik Leszka Czarneckiego Roman Giertych.
- Nawet ustnie prokurator nie chce ze mną rozmawiać - powiedział Giertych. - Dla mnie to jednoznaczne, że oba badania potwierdziły to, o czym wiemy od początku: że pan Czarnecki mówi prawdę, a pan Chrzanowski kłamie.
Wykrywaczem kłamstw przebadani zostali obaj bohaterowie "afery KNF". Na początku marca Leszek Czarnecki spędził w prokuraturze ponad 5 godzin. Jak mówił, "wielokrotnie zadawano mu te same pytania, by sprawdzić jego reakcje".
Badaniu poddany został również Marek Chrzanowski. Co z niego wynika? Roman Giertych poprosił o opinię biegłego w tej kwestii, ale odpowiedzi nie dostał. Prokuratura nie chce ujawnić wyniku badania, a na pytania "GW" nie odpowiada, zasłaniając się "dobrem śledztwa".
Brak odpowiedzi Giertych traktuje jako potwierdzenie wersji swojego klienta. Dlatego domaga się zmiany zarzutu z przekroczenia uprawnień (do 10 lat więzienia) na żądanie łapówki (do 12 lat) - informuje "Wyborcza".
Jak pisaliśmy juz w money.pl, Komisja Nadzoru Finansowego za czasów Marka Chrzanowskiego wnioskowała do prokuratury o dostęp do akt śledztwa afery taśmowej. Tej, w której politycy nagrywani byli w warszawskich restauracjach, m.in. "Sowa i przyjaciele".
Po co szefowi KNF były takie nagrania? Źródła gazety w Komisji twierdzą, że chodziło o "toczącą się w KNF procedurę dotyczącą rękojmi inwestora". Nieoficjalnie jednak Chrzanowski miał sprawdzać, czy w aktach jest jakaś "taśma na Czarneckiego".
Przypomnijmy, Marek Chrzanowski jest podejrzany o przekroczenie uprawnień w związku z rozmową z Leszkiem Czarneckim, właścicielem m.in. Getin Noble Banku.
W listopadzie 2018 r. "Gazeta Wyborcza" opublikowała nagrania z rozmów pomiędzy Czarneckim a Chrzanowskim, co zapoczątkowało tzw. aferę KNF. Zdaniem multimilionera, podczas spotkania miała paść bowiem propozycja korupcyjna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl