Birgfellner złożył w prokuraturze zawiadomienie o oszustwie, którego miał się dopuścić Jarosław Kaczyński. Jak twierdzi biznesmen, prezes PiS i spółka Srebrna nie zapłacili mu za prace przygotowawcze do budowy wieżowców na działce należącej do spółki.
"Wyborcza"powołuje się na anonimowe źródła w prokuraturze, które twierdzą, że "prokuratura nie może odmówić wszczęcia śledztwa", więc "zostanie ono wszczęte, ale w sposób zaskakujący dla Birgfellnera".
Jak twierdzą informatorzy "Wyborczej", prokuratura zamierza oprzeć się na opiniach biegłych, którzy ocenią wartość pracy wykonanej przez Birgfellnera. Z ocen ma wynikać, że ta wartość jest dużo niższa od żądanej przez niego kwoty - 1,3 mln euro.
Taki zwrot akcji pozwoliłby na postawienie biznesenowi zarzutu próby wyłudzenia.
Taka koncepcja może być jednak trudna do przeforsowania, bo ani z dokumentów ani z nagrań rozmowy między Birgfellnerem a Kaczyńskim nie wynika, by ktokolwiek kwestionował wysokość honorarium.
- Wszczęcie śledztwa o oszustwo przeciwko Birgfellnerowi to byłby prawdziwy kosmos. Przecież nikt nie złożył zawiadomienia, że czuje się pokrzywdzony jego działaniami. Jeśli prokuratura zadziała z urzędu i zrobi to sama, to będzie znaczyło, że można przeforsować każdą, nawet najbardziej absurdalną koncepcję śledztwa, gdy jest zapotrzebowanie polityczne - mówi "Wyborczej" prokurator, prosząca o anonimowość.
W czwartek Gerald Birgfellner ma się stawić w prokuraturze na kolejne przesłuchanie. Pierwsze odbyło się 11 lutego.
W zeszłym tygodniu prokuratura ukarała Austriaka dwoma karami grzywny - po 3 tys. złotych - za to, że nie stawił się na przesłuchaniach w wyznaczonych terminach. Biznesmen chciał ich przełożenia ze względu na wyjazd do rodzinnego kraju.
Przesłuchania Birgfellnera budzą wiele wątpliwości. 20 lutego tłumaczka, która brała udział w przesłuchaniach, została zamieniona.
Prokuratura miała wątpliwości co do jej bezstronności, bo po pierwszym przesłuchaniu wsiadła do auta razem ze Birgfellnerem i jego pełnomocnikiem, Romanem Giertychem.
Roman Giertych i Jacek Dubois, obrońcy Geralda Birgfellnera napisali w oświadczeniu, że podnoszenie jako zarzutu ich gestu uprzejmości wobec tłumaczki jest absurdalną próbą ukrycia prawdziwych powodów tej decyzji.
"Tłumacz ma tłumaczyć zeznania świadka tak, aby w protokole zapisano jego słowa. Tymczasem podczas następnego przesłuchania była próba zapisania słów tłumacza, a nie świadka" – napisali pełnomocnicy Birgfellnera.
Austriacki biznesmen i zięć kuzyna Jarosława Kaczyńskiego stanął na czele spółki Nuneaton. Została powołana w celu budowy wieżowca w Warszawie na zlecenie spółki Srebrna. Ta ostatnia jest związa z Prawem i Sprawiedliwością.
Austriak nie otrzymał jednak zapłaty za wykonane prace, na co skarżył się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Część rozmów z prezesem PiS nagrał. Stenogramy z tych rozmów zostały później opublikowane przez "Gazetę Wyborczą", co zapoczątkowało "aferę Srebrnej".
Po publikacji "GW" śledczy otrzymali trzy zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa - jedno złożone przez Geralda Birgfellnera, drugie przez posłów PO oraz trzecie przez Ryszarda Petru. Jak poinformowała w komunikacie warszawska Prokuratura Okręgowa, do sprawy z zawiadomienia austriackiego biznesmena dołączono dokumenty z pozostałych zawiadomień i"postępowanie jest na etapie czynności sprawdzających".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl