Nie była to spokojna noc. W całej Polsce obowiązują alarmy pierwszego i drugiego stopnia. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa od niedzieli rozsyła alerty o huraganowych wiatrach, możliwych utrudnieniach i przerwach w dostawie prądu. Jak poinformował IMGW, w niektórych miejscach prędkość wiatru sięgała 100 kilometrów na godzinę.
Żywioł przyniósł jednak również pozytywne efekty. Napędził polskie elektrownie wiatrowe. Tej nocy przekroczyły one barierę 6 GW mocy. Tuż przed północą z niedzieli na poniedziałek generacja wynosiła 6061,675 MWh. W szczytowym momencie, o 2 w nocy, produkcja prądu z wiatru wyniosła 6 232,075 MWh i dopiero o 5 rano spadła poniżej poziomu 6 tys. MWh.
Dla porównania, zaledwie dobę wcześniej o 2 w nocy, generacja wynosiła zaledwie 865,563 MWh.
Otarliśmy się o rekord. Jak poinformowała money.pl Beata Jarosz-Dziekanowska, rzecznik Polskich Sieci Energetycznych, padł on również w nocy, ale z 23 na 24 listopada 2021 r., kiedy to farmy wiatrowe generowały maksymalne 6372 MWh.
W listopadzie na podobnym poziomie polskie elektrownie wiatrowe wykręcały energię jeszcze 19 i 20 - wynika z danych PSE i w na początku stycznia 2022. Pierwszy raz poziom 6 GW został przebity 23 września ubiegłego roku. Wcześniej nie notowano takiej generacji z polskich elektrowni wiatrowych.
- Przy wystarczającym wietrze z 1 MW mocy zainstalowanej produkujemy 1MW mocy wyjściowej. Wówczas lądowe elektrownie wiatrowe pokrywają około 30 proc. krajowego zapotrzebowania na prąd. To pokazuje, jak ważna jest ich rola w miksie energetycznym Polski – zaznacza w rozmowie z money.pl Janusz Gajowiecki, prezes PSEW.
Jak podkreśla, dobrze byłoby, aby taka produkcja energii wiatrowej była stała, ale tak niestety nie jest. - Za najwyższą produkcję odpowiadają głównie wietrzne dni pomiędzy jesienią a wiosną. Wówczas zapotrzebowanie energetyczne kraju jest również wyższe. Późną wiosną i latem to słońce i fotowoltaika odciąża elektrownie wiatrowe – wyjaśnia szef PSEW.
Wiać nie może za mocno
Żywioł wkroczył do Polski z północy. W tej części kraju zlokalizowana jest połowa polskich elektrowni wiatrowych. Jak przewidywali synoptycy na Pomorzu, porywy wiatru osiągały prędkość ok. 100 km/h. Rano wichury dotarły już do południowej części kraju, osiągając prędkość około 90 km/h.
Taka siła wiatru potrafi łamać drzewa, podrywać wiaty autobusowe, zrywać sieci napięcia. Ale wbrew pozorom porywisty wiatr wcale nie musi się przekładać na wyższą produkcję energii. Przy huraganowych podmuchach wiatru, jak na przykład podczas silnego orkanu, wzrost wyprodukowanej mocy z turbin wiatrowych nie musi być większy niż w czasie umiarkowanie wietrznej pogody. Jak to możliwe?
- Wbrew obiegowej opinii, ekstremalnie silny wiatr może spowodować, że prądu będzie mniej. Turbiny mają swoje parametry bezpieczeństwa i wyłączają się, kiedy huraganowe wiatry zagrażają ich pracy. To działa na zasadzie automatu, w zależności od producenta, a także rozmiarów turbin wiatrowych. Dziś stawiamy już takie o łopatach długości nawet 75 m - tłumaczy Janusz Gajowiecki.
W rzadkich przypadkach Polskie Sieci Energetyczne mogą wykorzystać narzędzie, które pozwala wstrzymać pracę części elektrowni. - Jeśli jest za dużo generacji, to się ją zaniża. W systemie musi być mniej więcej tyle energii, ile jest zapotrzebowania. Tylko raz czy dwa zalecono obniżenie generacji – zaznacza Beata Jarosz-Dziekanowska.
Energia się kręci
Nie zawsze na szczęście dochodzi do pełnego wyłączenia. - Uruchamiane są bowiem systemy ochrony aerodynamicznej, które zmniejszają obciążenia oraz tempo obracania się. Turbiny kontynuują produkcję, ale często już z mniejszą mocą - zaznacza szef PSEW.
Jak podkreśla prezes Gajowiecki, nie zdarza się tak, aby nawałnica obejmowała cały kraj w jednym momencie. - To zwykle idzie falą. Tak więc elektrownie w jednej części kraju produkują prąd, kiedy inne z powodu zbyt silnego wiatru są wyłączane – wyjaśnia Janusz Gajowiecki.
W poniedziałek krajowe zapotrzebowanie na energię elektryczną wyniosło 25 232 MW, natomiast cały system wygenerował 25 945 MW energii. Największy udział miały elektrownie cieplne, ale niemal czwarta część pochodziła właśnie z wiatru.
Co istotne, w tym czasie Polska była eksporterem netto energii. To znaczy, że w ogólnym bilansie więcej wysyłaliśmy energii za granicę, niż sprowadzaliśmy do kraju. Polski prąd płynął głównie do Czech i na Słowację.