"Wyborcza", która powołuje się na swoje źródła, przekonuje, że to nie KGHM odpowiadał za zakup maseczek w kwietniu. Chodzi o te, które do Polski przyleciały na pokładzie Antonowa An-225 Mrija. Dziennik przekonuje, że za tym zakupem stoi spółka założona przez funkcjonariuszy Agencji Wywiadu, którym pomogły firmy stworzone przez oficerów służb amerykańskich i chińskich
"Cała akcja od początku do końca była prowadzona i chroniona przez polski wywiad" - przekonuje w rozmowie z "GW" jeden z jej informatorów, dobrze znający kulisy operacji.
O co chodziło z e-maliem Janusza Cieszyńskiego
Poprosiliśmy KGHM i Agencję Wywiadu o ustosunkowanie się do tych zarzutów. Czekamy na stanowisko.
Swoje stanowisko w mediach społecznościowych opublikował natomiast były wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński. "Wyborcza" twierdzi, że Cieszyński rozesłał e-maila do swoich pracowników, w którym domagał się od nich zakupów związanych z COVID-19 bez podpisywania umów.
"Żadnych umów. Żadnych ewidencji poza excelem prostym - co kupiliśmy i dokąd to trafiło. Jeżeli ktoś czuje się niekomfortowo z tym - proszę przygotować mi w EZD [elektronicznym systemie zarządzania dokumentacją - 'GW'] projekt polecenia o powyższej treści, które na mocy ustawy o służbie cywilnej wydam" - cytuje "Wyborcza" i podaje, że ma dostęp do tego e-maila.
Janusz Cieszyński odpowiada dziennikarzom, że wiadomość o takiej treści rzeczywiście wysłał. Dotyczyła jednak czegoś innego, a z samymi maseczkami, które przybyły do Polski na pokładzie Antonowa, resort nie miał nic wspólnego.
"Moja prośba o to, by nie było 'żadnych umów', nie dotyczyła zakupów realizowanych przez Ministerstwo Zdrowia, a jedynie formalności związanych z przekazywaniem sprzętu medycznego do szpitali. Taka decyzja podyktowana była wyłącznie chęcią jak najszybszego dostarczenia zakupionych towarów do miejsc, w których były one potrzebne" - pisze Cieszyński na Facebooku.
Były wiceminister wyjaśnia, że MZ nie zajmuje się wyposażeniami szpitali. Dlatego też pojawiły się wątpliwości, w jaki sposób ma przekazać sprzęt medyczny placówkom.
"Mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia z negocjowania szczegółowych zapisów umów, co nawet przy 150 proc. zaangażowania stron w nadzwyczajnej sytuacji zajmowało sporo czasu, podjąłem decyzję o udokumentowaniu ewentualnych przekazań sprzętu w formie ewidencji, która pozwoliłaby zachować pełną przejrzystość procesu przy minimalnym obciążeniu biurokratycznym" - pisze Cieszyński.
Dalej wyjaśnia też, że ów e-mail, który cytuje "Wyborcza", miał rozwiewać wątpliwości jego współpracowników. W ostatecznym rozrachunku za rozdysponowanie sprzętu miał odpowiadać sam wiceminister.
"Ostatecznie problem rozwiązał się sam, ponieważ cały sprzęt zakupiony przez Ministerstwo został przekazany do Agencji Rezerw Materiałowych, która później przekazywała go dalej do potrzebujących podmiotów" - kończy Cieszyński i dodaje do posta screeny z wysyłanych w tamtym czasie e-maili.
Nie wiadomo, ile kosztowały maseczki
Stanowisko Cieszyńskiego potwierdził resort zdrowia w odpowiedzi nadesłanej "GW". MZ napisał, że "mail był skierowany do pracowników Ministerstwa Zdrowia, odpowiedzialnych za obsługę procesu zamówień".
"Celem było ograniczenie biurokracji związanej z przekazywaniem sprzętu do podmiotów, a za wystarczające uznane zostało prowadzenie ewidencji wskazującej, jakie produkty trafiły do których podmiotów" - wyjaśnia MZ.
Ani Miedziowy kombinat, ani rząd nie ujawnili do dziś, ile kosztował sprzęt, który w kwietniu na Okęciu witał premier. "Tajemnicą handlową" jest nawet rodzaj i ilość ładunku, który dostarczył Antonow. Nieoficjalnie wiadomo, że samych maseczek na pokładzie było kilka milionów.