Minister zapewnia, że wykryta przez dziennikarzy "Superwizjera" sprawy uboju i sprzedaży chorych krów nie zlekceważy.
- Wszystkie zamieszane osoby poniosą karę - mówił na poniedziałkowej konferencji. - Mowa o hodowcach, powiatowych lekarzach weterynarii. W ubojniach jest prowadzona kontrola, nie pozwolę, żeby sprawa została zamieciona pod dywan.
Jednocześnie minister uważa, że mówienie o padlinie, która trafiła z polskich ubojni na europejski rynek jest nadużyciem.
- To mięso było poddawane kontroli, nie można mówić o tym, że do sklepów trafiło mięso chore czy padlina - mówił minister rolnictwa. - Zostały złamane procedury uboju zwierząt, ale weterynarze wyraźnie powiedzieli, że to nie było chore mięso. Mięso z tego zakładu wycofano, ono nie powinno się na półkach, ale trzeba się miarkować w ocenach.
W czasie konferencji minister odniósł się też do planów wprowadzenia prawa, obligującego rolników do stałego monitorowania ubojni. Na pytanie o to, jakie konkretne działania zostały w tej sprawie podjęte, minister odpowiedział tak:
- Prace trwają, takie regulacje zostaną wprowadzone, ale nie wyobrażam sobie, jak można je wprowadzić z soboty na poniedziałek - mówił Ardanowski.
Szokujący reportaż TVN o uboju chorych krów w jednej z mazowieckich rzeźni odbił się echem nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Wiadomo, że do dziesięciu różnych krajów UE trafiły prawie 3 tony mięsa. Pojawiają się jednak doniesienia, że państw mogło być nawet 14. Na Słowacji trefna wołowina została podana dzieciom na szkolnych stołówkach.
Według informatora Superwizjera ubój chorych zwierząt to bardzo dochodowy biznes. Czarny rynek ma kwitnąć od lat. Ogłoszenia można znaleźć w internecie - twierdzą dziennikarze. Na jednym "leżaku" (slangowe określenie chorej, lub padłej krowy) można zarobić nawet 1 tys. zł, choć najczęściej ubojnie płacą 400-500 zł. Hodowca na uśpienie musi natomiast wydać 500 zł.
W ten sposób właściciel pozbywa się problemu, a ubojnia zyskuje tani towar. Za zdrową krowę musi zapłacić 2,5 tys. zł, na kilogramie mięsa zarabia więc ok. 9 gr. Na kilogramie chorej to już ponad 2 zł. Jak informują autorzy materiału, średniej wielkości zakład zamiast 350 tys. zł zarabia więc ok. 2,5 mln zł