Zdaniem Jana Ardanowskiego dopiero najbliższe dni pokażą, czy podpisane w piątek w Stambule porozumienie w sprawie eksportu ukraińskiego zboża z Rosją, Turcją i ONZ, zapobiegnie kryzysowi żywnościowemu. W sobotę Rosjanie ostrzelali port morski w Odessie. - Tego obawiali się Ukraińcy, to jest jedyny port morski, którym dysponują. Boją się, że rozminowanie portu sprawi, że statki desantowe rosyjskie wpłyną do portu i zaatakują ostatni fragment wybrzeża w rękach Ukraińców. To jest perfidia Rosjan - ocenił były minister.
Według Ardanowskiego porozumienie nie daje gwarancji, że "unikniemy głodu w wielu krajach". Podkreślił, że problem głodu na świecie, zależy nie tylko od sytuacji w Ukrainie.
Odniósł się też do pomocy w eksporcie zboża z Ukrainy drogą lądową, którą zadeklarowały oprócz Polski także Rumunia, Węgry i Słowacja.
Deklaracje, że przewieziemy zboże ukraińskie lądem do portów i wyślemy w świat, są niemożliwe do zrealizowania. To wielkie chęci z naszej strony, bo wsparcie Ukrainy jest polską racją stanu. Ale nie mamy infrastruktury i nie jesteśmy w stanie zbudować jej w kilka tygodni - powiedział Ardanowski.
Chodzi przede wszystkim o infrastrukturę do magazynowania i transportu zboża.
- Deklaracja była szczera i były obietnice - dodał. Były minister rolnictwa przypomniał, że pomoc w budowie silosów deklarowały Stany Zjednoczone. Miały one powstać w okolicach Dąbrowy Górniczej. W pobliskim Sławkowie kończy się szerokotorowa linia kolejowa, zgodna z rozstawem szyn w państwach byłego ZSRR. To najdalej wysunięty taki punkt w Europie - wskazał Ardanowski.
Ale tu jest kolejny problem.
Nie mamy wagonów towarowych do przewozu zboża, bo już kilka lat temu zrezygnowaliśmy z jego transportu kolejowego na rzecz drogowego. Były obietnice ze strony Niemiec, że je dostarczą, byśmy mogli przewozić ukraińskie zboże, np. do portów w Hamburgu. Ani kontenerów, ani zbiorników nie ma. Deklaracje były, ale pomocy nie uzyskaliśmy żadnej - powiedział na antenie radiowej "Trójki".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ardanowski: zboże z Ukrainy jest sprzedawane w Polsce
Wskazał też na problem z monitorowaniem losów zboża przewożonego w tranzycie. Jak stwierdził, nie ma wystarczająco dokładnych danych, pokazujących ile zboża z Ukrainy trafia do Polski i co się z nim dalej dzieje. - Nie mamy gwarancji żadnej, że zboże, które miało tylko przejeżdżać tranzytem, nie pozostaje w Polsce. Na granicy jest analizowana tylko ilość zboża importowana przez polskie firmy, około 700 tys. ton w ostatnich dwóch miesiącach, to nie jest ilość, która "rozwaliłaby" polski rynek, choć też mu nie pomaga. Ale to nie jest jeszcze tragedia - powiedział były członek rządu.
Mamy sygnały od rolników, organizacji rolniczych i posłów z południowo-wschodniej Polski, że to zboże zamiast przejechać tranzytem i trafić do Hamburga czy Kłajpedy, zostaje w Polsce. Obkupiły się wielkie zakłady, które potrzebują wielkich ilości zboża, hodujące drób, świnie, ale też mieszalnie pasz. Problem polskich rolników jest bardzo istotny: gdzie my sprzedamy nasze zboże? - stwierdził Ardanowski.
- Tak, to zboże jest sprzedawane w Polsce i to jest proceder niemożliwy do upilnowania - dodał.
Były minister rolnictwa ostrzegał już w czerwcu, że gdyby przewożone tranzytem przez Polskę zboże z Ukrainy miało "w części pozostać w Polsce, wejść do polskiego rynku, to będzie to katastrofa dla polskiego rolnictwa". - Już w tej chwili spadają ceny zbóż płacone polskim rolnikom - mówił w rozmowie z Radiem Maryja.
Premier Mateusz Morawiecki na początku lipca zadeklarował, że sprzedaż ukraińskiego zboża w Polsce będzie zablokowana. - Zboże, które wjeżdża do Polski z Ukrainy, będzie sprzedawane w Afryce i na Bliskim Wschodzie. My mamy w Polsce polską żywność, polskie zboże. Będziemy zabezpieczać polską wieś i polskiego rolnika - zapewniał szef rządu na wiecu w Myśliwcu w woj. kujawsko-pomorskim.
O komentarz do słów Jana K. Ardanowskiego poprosiliśmy Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Czekamy na odpowiedź.