Zdaniem eksperta z agencji Bloomberg zajmującego się energią i surowcami Javiera Blasa, obecny kryzys wywołany atakami Hamasu w Izraelu ma kilka cech wspólnych z październikiem 1973 r., kiedy to doszło do światowego kryzysu paliwowego.
Chodzi o zbieżność dat. Obchodzimy dokładnie 50. rocznicę wybuchu światowego kryzysu paliwowego. Pół wieku temu niespodziewany atak na Izrael również wywołał podwyżki cen ropy naftowej na świecie. Ale na tym podobieństwa do obu sytuacji się kończą. Historia, z jaką mamy teraz do czynienia jest bowiem inna, bo inny jest też świat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kluczowa reakcja jest Izraela
Jak podkreśla Blas, sytuacja na rynkach paliwowych jest "płynna", wiele zależy od tego, jak Izrael zareaguje na ataki Hamasu i powiązanych z tą grupą Palestyńczyków.
Jak podkreśla agencja, niecały świat arabski jest jednomyślny w kwestii ataku na Izrael. Takie kraje jak: Egipt, Jordania, Syria, Arabia Saudyjska oraz duża reszta świata arabskiego obserwują toczące się w Izraelu wydarzenia z boku, nie angażując się w nie bezpośrednio.
Rynek paliwowy jest też inny niż pół wieku temu. Wówczas pobyt na ropę rósł gwałtownie, a świat nie był w stanie zwiększyć mocy produkcyjnych.
Obecnie wzrost konsumpcji nie jest wysoki i cały czas słabnie z powodu m.in. coraz większego udziału w rynku samochodów elektrycznych. Ponadto Arabia Saudyjska oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie dysponują znacznymi wolnymi mocami produkcyjnymi, które można wykorzystać w celu obniżania cen – o ile tak zdecydują.
Co też ważne, kraje OPEC nie próbują wykorzystywać napiętej sytuacji w Izraelu, by podnosić znacząco ceny ropy. Wzrosty wynoszą nie więcej niż kilka dolarów na baryłce. Chociaż Arabia Saudyjska byłaby – zdaniem Blasa – zadowolona, gdyby ceny ropy wzrosły o 10- 20 proc. (czyli do nieco ponad 100 dolarów za baryłkę z obecnych 85 dolarów), to podwyżki rządu 70 -100 proc.– jak było to w 1973 r. – światu już nie grożą. Chociaż - jak przyznaje analityk - czynnikiem kształtującym ceny jest również amerykańskie embargo na dostawy irańskiej ropy.
Kluczowe dla tej historii jest jednak to, w jaki sposób Izrael podejdzie do ataku Hamasu. Jeśli uzna, że ich działania są "instrukcją płynącą z Iranu", czeka nas kryzys, który obejmie również 2024 r. Wówczas ceny ropy na świecie mogą wzrosnąć.
Przymykanie oczu na embargo
Bloomberg przypomina, że w 2019 r. Iran za pośrednictwem jemeńskich pełnomocników pokazał już, że jest w stanie zniszczyć znaczną część saudyjskich mocy produkcyjnych naftowych. Teraz może zrobić to samo jako odwet. O ile znajdzie się pod atakiem Izraela lub Stanów Zjednoczonych.
Hamas atakuje, Izrael odpowiada. Rośnie liczba ofiar
W przypadku, jeśli Izrael nie podjąłby natychmiast działań wobec Iranu, atak Hamasu będzie i tak miał wpływ na produkcję irańskiej ropy. Od końca 2022 roku Waszyngton przymykał oko na rosnący eksport irańskiej ropy, która płynęła omijając amerykańskie sankcje.
Priorytetem w polityce Waszyngtonu było bowiem nieformalne odprężenie z Teheranem. W rezultacie irańskie wydobycie ropy naftowej wzrosło w tym roku o prawie 700 tys. baryłek dziennie, co stanowi drugie co do wielkości źródło przyrostowych dostaw w 2023 r. do Stanów Zjednoczonych.
Po ataku na Izrael Biały Dom najprawdopodobniej zmieni jednak swoje nastawienie i zacznie egzekwować nałożone na Teheran sankcje. To z kolei mogłoby podnieść ceny ropy na świecie do 100 dolarów na baryłkę, a nawet wyżej - ocenia agencja.
Kto skorzysta na ataku?
Zdaniem amerykańskiej agencji prasowej na bliskowschodnim kryzysie najbardziej skorzystają władze Kremla. Jeśli Waszyngton nałoży kolejne sankcje na Iran, może stworzyć przestrzeń dla dostaw z Rosji, które pozwolą Putinowi zarówno zdobyć większy udział w rynku, jak i osiągnąć wyższe ceny.
Jednym z powodów, dla których Biały Dom przymykał oczy na eksport irańskiej ropy, było właśnie to, że szkodziło to Rosji.
Na sytuacji mogłaby skorzystać również Wenezuela, której Biały Dom złagodził sankcje na dostawy ropy, by zmniejszyć presję rynkową na ten surowiec.
Izrael zaatakowany. Unia Europejska reaguje
Kryzys w Izraelu kładzie się z kolei potężnym cieniem na przygotowywanym porozumieniu saudyjsko-izraelskim. Saudyjski władca Mohammed bin Salman może mieć teraz poważny problem w swoim kraju z uzyskaniem akceptacji dla planowanej na przyszły rok umowy. A to z kolei wyklucza możliwość pompowania przez Arabię Saudyjską większej ilości ropy.
Drugą ofiarą wojny Hamasu z Izraelem jest zbliżenie saudyjsko-irańskie, które samo w sobie było istotnym elementem dla rynków ropy.
I wreszcie kluczowa różnica w stosunku do roku 1973 polega na tym, że Waszyngton może wykorzystać swoje strategiczne rezerwy ropy naftowej, aby ograniczyć spekulacje cenami paliw na świecie.
Jeśli ceny ropy wzrosną z powodu napięć na Bliskim Wschodzie, Biały Dom z pewnością skorzysta z tego rozwiązania, chociaż rezerwy te są na najniższym poziomie od 40 lat.