Ekipa Donalda Tuska ma naciskać na amerykańskie firmy Westinghouse i Bechtel, aby te objęły co najmniej 30 proc. udziałów w projekcie energetyki jądrowej - przekazała w miniony czwartek agencja Bloomberg, powołując się na słowa Grzegorza Onichimowskiego, głównego doradcy Platformy Obywatelskiej ds. energetyki.
Naciski ekipy Tuska
To oznaczałoby zmianę warunków umowy dotyczącej budowy elektrowni jądrowej, którą - jak zauważa Bloomberg - podpisał ustępujący rząd Prawa i Sprawiedliwości. Co ważne, dotychczasowe porozumienie między polskimi władzami a amerykańskimi koncernami nie wymaga objęcia wymogu kapitałowego przez partnerów z USA.
Onichimowski w pisemnym komentarzu dla agencji zauważa, że energia z atomu "cieszy się znacznym poparciem społecznym" i "jest niezbędna do powodzenia transformacji energetycznej Polski". Jednak wiąże się też z ryzykiem, dlatego też przyszły rząd uznał za "pożądane", by amerykańscy partnerzy partycypowali finansowo w projekcie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opozycja nabiera wody w usta
Pytani o tę sprawę politycy opozycji milczą. Money.pl próbował skontaktować z przedstawicielami Polski 2050 Pauliną Hennig-Kloską i Michałem Koboską, jednak odmówili komentarza w tej sprawie. Czasu na wypowiedź nie znalazł też Radosław Sikorski - europoseł z ramienia Platformy Obywatelskiej, który według nieoficjalnych doniesień ma wrócić na stanowisko ministra spraw zagranicznych.
Trzeba zauważyć, że dotychczas nie przedstawiono modelu, na którym ma opierać się finansowanie tej inwestycji. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja. Moim zdaniem jest jeszcze pole na zmiany w tym modelu. Od początku projektu mówiło się o tym, że Polska będzie oczekiwać zaangażowania kapitałowego partnerów technologicznych w tym przedsięwzięciu. Tak mówił m.in. ambasador Piotr Wilczek w 2019 r., kiedy byliśmy jedynie w dialogu technicznym z Amerykanami. Teraz dochodzi do pewnych komunikatów, które mają sygnalizować nacisk Polski na to, żeby to zaangażowanie było jak największe - komentuje w rozmowie z money.pl Jakub Wiech, ekspert w zakresie energetyki.
Według Wiecha tajemnicą poliszynela jest to, że głównym obszarem sporu jest kwestia odpowiedzialności za ewentualne opóźnienia. - Myślę, że to gra wymierzona w partnerów negocjacyjnych, żeby dać sygnał, że Polska nie jest gotowa do finansowego zaangażowania się w projekt jądrowy do przesadnego stopnia - przekonuje.
Dodaje przy tym, że sama realizacja kontraktu jest pewnego rodzaju zaproszeniem do zaangażowania kapitałowego. - Taki jest też cel np. funkcjonowania amerykańskiego EXIM Banku, który ma wspierać kredytowanie tego typu inwestycji - zauważa Wiech.
Okazja do nowego otwarcia
Jak słyszymy, Polska ma jeszcze jeden atut. Wiele wskazuje na to, że budowa drugiej elektrowni jądrowej również może przypaść Amerykanom. - To by oznaczało kolejne dziesiątki miliardów w kieszeni partnera amerykańskiego. Nie znam przebiegu negocjacji, natomiast według mnie zmiana władzy jest dobrym pretekstem do tego, żeby negocjacje w zakresie kwestii kapitałowych zacząć od nowa. To całkiem dobra okazja, żeby wywrzeć presję na Amerykanach, tłumacząc ją zmianą rzeczywistości politycznej - podsumowuje Wiech.
Wciąż zatem nie wiadomo, kto odpowiadałby pieniędzmi za ewentualne niepowodzenia w realizacji projektu. Były minister gospodarki Janusz Steinhoff podkreśla, że to realny problem. Nie widzi przy tym innej możliwości niż istotny finansowy udział państwa w budowie jednostki.
Słyszę, że nowy rząd chce przyjrzeć się temu projektowi. To naturalne, ale raczej nie ma planów wyjścia ze zobowiązań podjętych przez poprzedników. Czy jest tu pole do wywrócenia stolika przez ekipę Tuska? Nie, tak bym tego nie określił. Rozmowy z inwestorami zawsze są dość trudne, nie ma altruizmu w przestrzeni międzynarodowej. Nowy rząd będzie za to odpowiadał i będzie chciał popchnąć projekt dalej, bo Polsce potrzebna jest elektrownia jądrowa. Nie można w nieskończoność dyskutować nad tym, gdzie ma stać. Ona powinna działać w naszym kraju już od 10 lat - twierdzi nasz rozmówca.
- W kontekście kosztów inwestycji jest to droga energia. Budowa obarczona jest wieloma ryzykami. Można je zminimalizować, np. rozstrzygając problem ceny, po której będzie kupowana energia elektryczna poprzez zawarcie kontraktu różnicowego - dodaje Steinhoff.
Atom w Polsce
26 października spółka Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) otrzymała od wojewody pomorskiego decyzję lokalizacyjną dla projektu pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Decyzja dotyczy budowy jednostki posiadającej trzy reaktory na terenie gminy Choczewo, w lokalizacji nazwanej "Lubiatowo-Kopalino". Niespełna miesiąc wcześniej PEJ podpisała z amerykańskim konsorcjum Westinghouse-Bechtel umowę na zaprojektowanie elektrowni. Zgodnie z harmonogramem pierwszy blok ma zacząć działać w 2033 r.
Zgodnie z sondażem Instytutu Badań Pollster, którego wyniki opublikował w maju "Super Express", 62 proc. Polaków jest za budową elektrowni jądrowych w naszym kraju. Przeciwnego zdania jest 23 proc. pytanych.
Według szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego energia produkowana z wykorzystaniem atomu byłaby od 2,5 do 4 razy tańsza niż w przypadku elektrowni węglowej.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl