O tym, że jedna z planowanych elektrowni powstanie w okolicach Bełchatowa pisze środowa "Rzeczpospolita".
- W tej chwili zdeterminowana jest budowa jednej z nich na północy, a druga powstanie w Polsce centralnej - mówi dziennikowi Józef Sobolewski, dyrektor Departamentu Energii Jądrowej w resorcie. - Będzie to związane z ograniczeniem zasobów węgla brunatnego. To miejsce byłoby idealne - dodał. Nie pozostawił więc wątpliwości, że chodzi prawdopodobnie o Bełchatów.
Natomiast druga elektrownia miałaby powstać nad morzem - najpewniej w Żarnowcu lub w Lubiatowie-Kopalinie. Obie miejscowości są od siebie oddalone o około 20 kilometrów. Że atom powstanie wiadomo od jakiegoś czasu, bo deklarował to wielokrotnie minister Krzysztof Tchórzewski.
W sumie ma powstać sześć bloków energetycznych o mocy 6-9 GW. Resort energii chce, by elektrownie działały w komplecie do 2043 roku. Pierwszy blok ma natomiast zostać uruchomiony 10 lat wcześniej. Inwestycja ma kosztować między 100 a 135 mld zł przez najbliższe 25 lat. Choć koszty ponosimy już od jakiegoś czasu, o czym pisaliśmy w money.pl.
Przygotowaniem do budowy ma się zająć specjalnie powołana spółka, kontrolowana przez PGE. Gigant energetyczny zapowiedział ostatnio, że inwestycję powinien udźwignąć samodzielnie, dlatego odkupił mniejszosciowe pakiety w jądrowej spółce od innych państwowych gigantów - KGHM, Tauronu i Enei.
Entuzjazm ministerstwa energii może być jednak przedwczesny. Projekt polityki energetycznej wciąż nie został zaakceptowany przez cały rząd. Optymizm studzą też eksperci. Jak pisze "Rz", prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski podkreślał niedawno w sejmie, że założenia kosztowe, planowana moc bloków energetycznych oraz harmonogram moga być "zbyt ambitne".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl