- To nie jest katastrofa, to nie wypadek, to incydent - przekonuje w rozmowie z agencją BNS szef Centrum Koordynacji Ratownictwa Morskiego Eugenijus Valikovas. Wyjaśnił, że ilość ropy, która wyciekła, "nie jest duża, co nie powoduje katastrofalnych skutków".
Valikovas wyjaśnił również, że plama ropy zniknęła samoistnie. Stało się to "w wyniku warunków atmosferycznych - wiatru, fal i zimnego powietrza". Nie wykryto też zanieczyszczenia wód terytorialnych Litwy.
"Zanieczyszczeń nie zidentyfikowano ani na terytorium Litwy, ani Łotwy, dlatego państwowe służby ratunkowe zakończyły pracę na Bałtyku" - poinformował PKN Orlen.
Głos w tej sprawie zabrał Orlen Lietuva, który jest właścicielem rafinerii w Możejkach, do której należy terminal w Butyndze. Litewska spółka PKN Orlen zapewnia, że sytuacja została już opanowana. Szacuje również - powoławszy się na lokalne władze - że do morza wyciekło 480 litrów ropy.
To znacznie mniej, niż wynikało z pierwotnych szacunków. Początkowo podawano, że wyciekło około 1-2 ton surowca.
W komunikacie Orlen Lietuva podkreśla, że sytuację udało się opanować dzięki skoordynowanym działaniom spółki, litewskiego ministerstwa środowiska i innych instytucji. Koncern przewiduje, że terminal w Butyndze wznowi działalność 3 stycznia.