To zarząd Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie w zawiadomieniu do prokuratury wysnuł hipotezę, że uszkodzenie systemu odprowadzania ścieków to nie przypadek, lecz czyjeś celowe działania. Swoje przypuszczenia oparł na fakcie, że zaledwie dzień przed awarią, 28 sierpnia, zakończył się przegląd rury w tunelu pod dnem Wisły.
"Rzeczpospolita" informuje, że w czwartek śledczy na miejscu dokonali oględzin zniszczonej kanalizacji. Policjanci i dwaj prokuratorzy weszli do tunelu jednocześnie z dwóch stron – od strony lewobrzeżnej oraz praskiej .
Sam tunel pozostał nienaruszony. Jednak ciśnienie z uszkodzonej rury i napierające od spodu ścieki uniosły posadzkę tunelu i doprowadziło do tego, że w pewnym miejscu konstrukcja została naruszona. Aby śledczy mogli kontynuować oględziny, trzeba odgruzować niewielki (8 m) fragment tunelu.
Obecny na miejscu pirotechnik miał zapewnić, że w tunelu nie ujawniono śladów osmolenia charakterystycznych dla użycia materiałów wybuchowych.
Śledczy sprawdzą ponadto, czy wykonane w maju i sierpniu przeglądy eksploatacyjne zostały przeprowadzone prawidłowo. Wstąpienie awarii zaledwie rok po poprzedniej budzi bowiem bardzo wiele wątpliwości.
– Przegląd jednej z rur zakończył się w maju. Trwał 12 dni, tam był cały sztab ekspertów. Podobnie było z przeglądem drugiej, który odbył się w sierpniu – mówiła w rozmowie ze stołeczną "Gazetą Wyborczą" prezes MPWiK Renata Tomusiak. – W piątek o 16.35 dostałam sms od pracownika. Poinformował, że przegląd się zakończył, eksperci nie mają uwag i włączamy rurociąg. I w sobotę była awaria. Nie wierzyłam, jak dostałam telefon z informacją. Nic a nic tego nie zapowiadało. Dlatego będę ostatnią, która powie, że wie, co się stało. Ja to powiem dopiero, jak to już będzie pewne – zarzeka się.
Śledczy z Prokuratury Regionalnej w Warszawie wraz z ekspertami sprawdzą, czy za awarię mogą odpowiadać materiały użyte do budowy (rury są z tworzywa, posadzka tunelu z gazobetonu), które nie wytrzymały naporu ścieków.