Program "Aktywny rodzic", potocznie zwany "babciowym", to jedna ze sztandarowych - i nielicznych zrealizowanych - obietnic kampanijnych Koalicji Obywatelskiej zawartych w tzw. 100 konkretach. Zeszłoroczna ustawa wprowadziła trzy nowe, comiesięczne świadczenia dla rodziców wychowujących dzieci w wieku 12-35 miesięcy. Do wyboru jest: 1500 zł, dzięki któremu pracujący rodzice mogą opłacić np. nianię, 1500 zł na opłacenie żłobka lub 500 zł dla rodziców, którzy sami opiekują się dzieckiem w domu. Przy czym większość rodziców decyduje się na świadczenie "aktywnie w żłobku". Wnioski o nowe świadczenia można składać do ZUS od października 2024 r., a sam Zakład ma dwa miesiące na rozpatrzenie wniosku.
Reakcja rynku
Po kilku miesiącach funkcjonowania programu "Aktywny rodzic" Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) przeanalizowało, jakie są jego skutki rynkowe. Money.pl dotarł do wyników tych analiz i wygląda na to, że "babciowe" znacząco zmieniło krajobraz opieki wczesnodziecięcej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Widać to przede wszystkim na ministerialnych mapkach, pokazujących skalę odpłatności rodziców w poszczególnych powiatach za opiekę żłobkową (ponad to, co ewentualnie dopłacały lokalne władze). Jeszcze w sierpniu 2024 roku normą było, że rodzice średnio płacili kilkaset złotych miesięcznie, a w skrajnych przypadkach 1400 zł i więcej. Z kolei powiatów, w których żadne dopłaty nie były potrzebne, można było policzyć na palcach jednej ręki.
Kolejna mapka - obrazująca sytuację na styczeń 2025 r. - pokazuje, jaka zmiana na rynku opieki wczesnodziecięcej się dokonała. Aktualnie normą jest, że rodzice nie dopłacają nic lub kwotę do 100 zł. Są tylko dwa powiaty w całej Polsce - kraśnicki i janowski, oba w woj. lubelskim - gdzie średnio dopłaca się między 600 a 700 zł.
- Widać, że sytuacja na rynku stabilizuje się. Rynek zareagował z korzyścią dla rodziców. Mamy przypadki, gdy świadczenie nie pokrywa całości opłat, ale nasze mapy wskazują, że kwota ponoszona przez rodziców jest dużo niższa niż wcześniej. Dziś 97 proc. opieki wczesnodziecięcej publicznej jest darmowa, tj. pokrywa ją świadczenie, 65 proc. jeśli chodzi o cały system żłobków publicznych i prywatnych - mówi nam jeden z urzędników MRPiPS.
Przyznaje, że do wyjaśnienia jest kwestia, czemu w Polsce ostały się jeszcze dwa powiaty (według danych na styczeń br.), w których dopłaty rodziców są względnie wysokie. - Musimy tam pojechać, zrozumieć sytuację i komunikować, co dalej - przyznaje nasz rozmówca.
Białe plamy na mapie "babciowego"
Kolejna zmiana rynkowa dotyczy tzw. białych plam, czyli gmin, w których nie ma zapewnionej żadnej opieki wczesnodziecięcej. Według stanu na 19 stycznia 2023 r. takich gmin było 1109, a na koniec ubiegłego roku było ich 939. Pytanie oczywiście, jak w ciągu najbliższych lat na rynek żłobkowy w Polsce wpłynie katastrofalna sytuacja demograficzna. Jak podał niedawno ekonomista Rafał Mundry, w całym zeszłym roku urodziło się 252 tys. dzieci. "To 7 proc. mniej niż rok temu, 24 proc. mniej niż 3 lata temu, 37 proc. mniej niż 6 lat temu" - zauważa Mundry.
Można więc założyć, że w pewnym momencie liczba żłobków w kraju stanie się nadmiarowa w stosunku do potrzeb. Początkowo będzie to sprzyjało obniżaniu cen za opiekę nad dziećmi, ale w dłuższej perspektywie może oznaczać konieczność zamknięcia części tego typu placówek.
W oczekiwaniu na pieniądze
Pewnym cieniem na "babciowym" kładzie się opisywana przez media kwestia doświadczanego przez część rodziców zamieszania z wypłatami nowych świadczeń. Pierwsza sprawa to wydłużony czas oczekiwania na wypłatę świadczeń. Jak pisaliśmy na money.pl na początku stycznia, nie wszyscy rodzice, którzy złożyli z wyprzedzeniem wniosek, doczekali się wówczas przelewu, choć ZUS obiecywał, że stanie się to do 30 grudnia.
Do redakcji Money.pl nadal napływają informacje od rodziców, którzy nie otrzymali pieniędzy oraz informacji o tym, czy ich wnioski zostały rozpatrzone.
Na nasze pytania na ten temat ZUS odpowiada, że mimo faktycznych perturbacji na przełomie zeszłego i obecnego roku, sytuacja się normalizuje.
- Świadczenia z programu "Aktywny Rodzic" ZUS wypłaca w danym miesiącu za miesiąc poprzedni, czyli np. w grudniu za listopad. Oznacza to, że na dzień 11 lutego 2025 r. rozpatrzeniu podlegały wnioski złożone w okresie od października 2024 r. do grudnia 2024 r. W okresie tym wpłynęło ok. 442 tys. wniosków o świadczenia z tego programu, z czego zostało rozpatrzonych 96,3 proc. wniosków. W pozostałych sprawach prowadzimy postępowanie wyjaśniające z klientem - informuje Grzegorz Dyjak z Centrali ZUS.
Jak dodaje, według ostatnich danych w opracowaniu pozostaje ok. 16 tys. wniosków, co daje 3,7 proc. wpływu wszystkich wniosków w tym okresie. - W sprawach tych zostało do klienta wysłane wezwanie o przedłożenie dokumentów albo przekazanie informacji niezbędnych do rozpatrzenia wniosku - wskazuje Dyjak.
Jakie są główne przyczyny braku rozpatrzenia wniosków? Resort rodziny podaje, że to m.in. efekt tego, że żłobek nie wprowadził do rejestru danych rodzica albo opłaty, ewentualnie to rodzic wprowadził nieprawidłowe dane placówki lub nie podał numerów PESEL swojego i dziecka. Mogą być też sytuacje, że dwoje rodziców wnioskuje o "babciowe" na to samo dziecko (efekt zwykłej pomyłki, próby wyłudzeń lub konfliktów rodzicielskich) lub rodzice błędnie składają wniosek na dwa komponenty programu "Aktywny rodzic" (np. na 1500 zł na opłacenie żłobka i 500 zł na opiekę w domu).
Nadpłata do zwrotu
Druga kwestia dotyczy sytuacji rodziców, którzy muszą zwracać nadmiarowo pobrane świadczenia. Pod koniec stycznia media informowały o grupie kilkudziesięciu tysięcy rodziców, którzy z jednej strony aplikowali o "babciowe", a z drugiej pobierali wcześniej świadczenie w ramach Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego (RKO, wprowadzony jeszcze przez PiS). Wówczas pojawiły się zapowiedzi, że od lutego ZUS rozpocznie wydawanie decyzji ustalających kwoty do zwrotu.
Wiceszefowa MRPiPS Aleksandra Gajewska podkreśla w rozmowie z Money.pl, że priorytetem było zachowanie ciągłości świadczeń dla rodziców. - Rodzice wnioskowali już w październiku na nowe świadczenie, ale dopóki go nie dostali, to nie było podstawy, żeby uchylić prawa do świadczenia z RKO - tłumaczy wiceminister.
Jak wskazuje, część rodziców już zwróciła nadpłacone RKO. - Natomiast dla tej części rodziców, dla których to jest jakiekolwiek wyzwanie, ZUS wykazuje elastyczne podejście co do formy tego zwrotu. I taką komunikację od początku wszyscy rodzice otrzymywali - zapewnia. Jej zdaniem większą konsekwencją byłaby sytuacja, gdyby rodzice przestali dostawać bezpodstawnie świadczenie z RKO i to jeszcze zanim fizycznie dostali pierwsze wypłaty "babciowego". - Zwłaszcza w przypadku rozpatrywania tego drugiego świadczenia, gdyby były jakieś braki formalne i na przykład rodzic przez trzy miesiące do końca roku byłby pozbawiony świadczenia - zaznacza Aleksandra Gajewska.
Czy będzie waloryzacja "babciowego"?
Aktualnie w przypadku żłobków uczestniczących w programie "Aktywny rodzic" obowiązuje górny limit cen. Wynosi on 2200 zł miesięcznie (co oznacza, że dla rodzica maksymalna dopłata może wynieść do 700 zł). I zgodnie z ustawą taki limit obowiązuje do końca marca 2025 r. Ustawa zostawia jednak możliwość waloryzowania tej kwoty w kolejnych rocznych okresach, a kwotę ma podawać minister rodziny w drodze obwieszczenia w "Monitorze Polskim".
W rządzie na razie nie słychać głosów, by limit miał zostać podniesiony. Na tym etapie wykluczona jest też waloryzacja samego świadczenia. - W najbliższym czasie nie planujemy takich działań, bo dopiero wdrażamy system, tworzymy nowe placówki, ale cały czas monitorujemy sytuację - mówi Aleksandra Gajewska.
Wizerunkowe wiraże
"Babciowe" nie miało też łatwego startu, przynajmniej jeśli chodzi o polityczny PR wokół programu. Gry program ruszył, samorządy masowo zmieniały cenniki za opiekę żłobkową - tak, by "skonsumować" całe świadczenie 1500 zł. Ministerstwo musiało wówczas tłumaczyć, że to nie tyle podwyżki, co zmiana struktury kosztów opieki żłobkowej oraz że w większości przypadków świadczenie pokrywa całość kosztów (a więc z perspektywy rodziców opieka stała się darmowa).
Bywały jednak miejsca, jak Koszalin, gdzie mimo wysokiego świadczenia rodzice i tak musieli jeszcze coś dopłacać. Sprawa wymagała interwencji resortu na miejscu. W efekcie "babciowe" nie okazało się "sondażową rakietą" dla rządu, nawet jeśli wypełnia swoją rolę. - To miało być nasze 500 plus. Prosty, co do zasady, program, realne wsparcie dla rodziców. I tak finalnie jest, tylko, zamiast od początku móc chwalić się sukcesem, musieliśmy gasić wizerunkowy pożar - utyskuje rozmówca z KO.
Tomasz Żółciak, dziennikarz Money.pl