Zamieszanie wokół Baltic Pipe zaskoczyło specjalistów zajmujących się tematami energetyki. - Nie wierzę, że nikt w ministerstwie nie wiedział o takim wniosku strony duńskiej. Tak duża inwestycja powinna mieć też nadzór służb. Ale nie jestem zaskoczona tym, że strona polska nie dopilnowała tematu - komentuje sprawę Grażyna Piotrowska-Oliwa, menadżerka i była prezeska PGNiG.
Decyzja strony duńskiej jest zaskoczeniem przede wszystkim dlatego, że jest uchyleniem poprzedniej zgody, która została przyznana w 2019 roku. Strona polska nie zgłaszała i nie zakładała w komunikatach dotyczących budowy gazociągu żadnych potencjalnych problemów w realizacji inwestycji.
Baltic Pipe ma zostać oddany do użytku jesienią przyszłego roku. - Mam nadzieję, że sytuacja nie jest poważna. W 2022 roku kończymy umowę na dostawę gazu z Federacją Rosyjską. Założyliśmy, że będzie możliwy już odbiór gazu z szelfu norweskiego - mówi były minister gospodarki Jerzy Steinhoff.
Na razie to tylko problem biurokratyczny
Zdaniem Wojciecha Jakóbika, eksperta energetycznego i naczelnego serwisu BiznesAlert to problem Duńczyków, którzy muszą szybko uporać się z ekologami.
- Warto poczekać z oceną tego wydarzenia, do czasu oficjalnych informacji duńskiego Energinetu. Podstawą do zmiany decyzji był brak dokumentacji. Może decyzja zostanie zmieniona po dostarczeniu dokumentów? To jest problem biurokratyczny - dodaje Jakóbik.
Z kolei publicysta energetyczny Jakub Wiech zwraca uwagę, że termin wydania decyzji zbiegł się niefortunnie z informacjami i decyzjami dotyczącymi Nord Stream 2.
- Nikt się tego nie spodziewał. Nawet duński operator się tego nie spodziewał, co zostało wskazane w oświadczeniu po cofnięciu decyzji przez duński organ administracyjny. Jest to nurtujące też ze względu na ostatnie decyzje w związku z Nord Stream 2. Może to rodzić dużo niepokojących odniesień i kontekstów, ale byłbym bardzo ostrożny z wiązaniem tego z czymkolwiek innym, niż wewnętrzny duński problem administracyjny - mówi Jakub Wiech
- Nie mamy podstaw, żeby twierdzić, że to jest coś więcej niż kwestie formalne związane z ochroną gatunków. Strona duńska też jest beneficjentem Baltic Pipe - podsumowuje ekspert.
W przypadku podtrzymania decyzji duńskiego urzędu może być konieczna opcja alternatywna, ale specjaliści podkreślają, że przy tego typu inwestycjach alternatywne trasy powinny być również przygotowane. Może to się wiązać ze zwiększeniem kosztów oraz wydłużeniem czasu jej realizacji.
Polska postawiła na Baltic Pipe. Rezerwy gazu wystarczy na 90 dni
Budowa Baltic Pipe to kluczowy element rządowej strategii uniezależniania się od rosyjskich dostaw gazu. Gazociąg ma dostarczać do Polski 10 mld metrów sześciennych gazu. Jego oddanie do użytku miało zbiec się z końcem wieloletniego kontraktu z Gazpromem na dostawę tego surowca z Rosji. W przypadku opóźnień w pracach przy budowie rurociągu może to spowodować, że Polska będzie musiała uzupełnić dostawy gazu przez pewien czas. Skąd?
Jedną z opcji pozostaje podpisanie, o ile będzie taka możliwość, krótkoterminowej umowy ze stroną rosyjską. - Wiedząc, że Polska jest pod presją, Rosjanie mogą stawiać niekorzystne dla Polski warunki zakupu. Negocjacje prowadzone z biznesowym pistoletem przystawionym do głowy nigdy nie są efektywne – komentuje Grażyna Piotrowska-Oliwa.
Oczywiście umowa z Rosją to nie jest jedna alternatywa, bo tymczasowo gaz można pozyskać też ze źródeł rosyjskich, ale wykorzystując przy tym inne instalacje gazociągowe. W takim wypadku istnieje możliwość transportu z Norwegii do Niemiec, a następnie do Polski.
Nie ma szans na kolejny kontrakt jamalski?
- Są inne źródła gazu poza rurociągiem jamalskim. Mamy połączenia z sąsiadami i połączenia LNG. W razie potrzeby można sprowadzić gaz innymi umowami poza Gazpromem. Na pewno Polska nie podpisze czegoś takiego jak kontrakt jamalski. Jest to relikt z czasów, kiedy Gazprom mógł narzucać warunki - mówi Wojciech Jakóbik.
Dziennikarz uważa też, że nie można na teraz mówić o opóźnieniu całej inwestycji i jest na to za wcześnie. Jeśli to jednak nastąpi, to rodzi to kolejne problemy. Konieczna będzie korekta kontraktów ze stroną norweską, która dostosuje je do nowych terminów.
- Jeśli będzie to małe opóźnienie, to nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego. W absolutnie awaryjnym przypadku mamy rezerwy gazu, które starczą na 90 dni. Jest to opcja awaryjna. Dodatkową opcją jest ściągniecie dodatkowych wolumenów za pomocą istniejącej infrastruktury - gazoportu lub gazociągu jamalskiego. Pytanie czy w takim wypadku można byłoby negocjować krótki kontrakt z Rosją, ale to musiałaby być krytyczna sytuacja skutkująca długotrwałym paraliżem projektu – opowiada o alternatywach dla Baltic Pipe Jakub Wiech.
Podobnego zdania jest były minister gospodarki Jerzy Steinhoff:
- Niewykluczone, że będziemy musieli kupować na warunkach rynkowych, ale takie zakupy są też możliwe po ukończeniu Baltic Pipe. To ostatecznie nie rząd decyduje o tym, skąd firmy kupują gaz. Rząd zapewnia infrastrukturę do pozyskiwania gazu. Mamy gazoport, mamy rozbudowane połączenie z Niemcami - mówi.
Jego zdaniem można podpisywać tzw. kontrakty stockowe, czyli po prostu kupować gaz jak na giełdzie.
Grażyna Piotrowska-Oliwa uważa jednak, że problem z Baltic Pipe pokazuje błędy naszej strategii energetycznej, która znowu opiera się głównie na jednym źródle dostaw. W przypadku opóźnienia w oddaniu gazociągu, trudno będzie go zastąpić.
- Najważniejsze pytanie to jak zostaną zabezpieczone dostawy gazu w przypadku niepowstania rurociągu. Nie chodzi o miliard m3 gazu, ale nawet o 10 miliardów. Może nas czekać powtórka z 2006 roku i znaczna podwyżka cen. Nie ma w tej chwili żadnej alternatywy. Wszystko zostało postawione na Baltic Pipe - komentuje była prezeska PGNiG.
Kreml jest zadowolony z problemów Baltic Pipe
O decyzji duńskich urzędników jako pierwszy poinformował rosyjski portal Ria Novosti. Strona rosyjska jest równie mocno zainteresowana inwestycją, co rządy Polski, Danii i Norwegii. Dywersyfikacja nie jest na rękę stronie rosyjskiej. Handel paliwem gazowym jest elementem polityki Rosji.
- Na Kremlu cieszą się z każdej porażki projektów, które dążą do dywersyfikacji dostaw gazu do Europy Środkowej. Są to inwestycje, które godzą w interesy Gazpromu w Europie. Baltic Pipe ma być pierwszym połączeniem naszego regionu z szelfem norweskim. Jest to kij włożony w szprychy w plany Gazpromu - podsumowuje reakcje strony rosyjskiej Jakub Wiech.