Damian Szymański, money.pl: Można być w dzisiejszych czasach optymistą?
Prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego: W dzisiejszych czasach o optymizm jest bardzo trudno, bo powodów do niego za wiele nie ma. Ale trzeba wyciskać z siebie pokłady optymizmu, bo on jest smarem dla gospodarki.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
A dlaczego tak trudno być optymistą? Gdzie są te miny gospodarcze, które trzeba rozbroić?
Mamy do czynienia z multiplikacją kryzysową. Kryzysy nakładają się na siebie, cały czas odczuwamy następstwa kryzysu pandemicznego, teraz mamy kryzys związany z wojną, oprócz tego kryzys demograficzny, kryzys elit globalnych, kryzys klimatyczny, emigracyjny, zadłużenia, ta lista jest bardzo długa.
Na to nakłada się ogromna niepewność i myślę, że rację mają naukowcy mówiący o iluzji wiedzy. Żyjemy w okresie przesilenia cywilizacyjnego, kiedy stara, dobrze znana gospodarka i cywilizacja industrialna się kończy. Wchodzimy w erę cywilizacji cyfrowej, na co nie jesteśmy przygotowani.
Można do tego dodać fatalną sytuację, jaką mamy w Polsce. Jest okres przedwyborczy, w którym argumenty merytoryczne wypierane są przez argumentację czysto polityczną. To prowadzi do absurdalnych opinii i jest bardzo niepokojące.
A jaka jest najbardziej absurdalna opinia, jaką usłyszała pani ostatnio?
Na przykład taka, że opozycja dąży do wyjścia Polski z Unii Europejskiej. Albo, że jeżeli będziemy transportować przez Polskę zboże z Ukrainy, to zagrozi to naszym rolnikom. To są opinie absurdalne i jątrzące.
Wiszą nad nami kryzysy, a tymczasem rząd obniża podatki. Z kolei profesor Glapiński stwierdził ostatnio, że jest najlepszym prezesem NBP na ten czas. Co pani na to?
Są błędy w polityce gospodarczej. Ja uważam, że takim błędem jest tendencja na obniżanie podatków. Ciągle za mało miejsca jest na progresję podatkową, czyli progi podatkowe.
Jeśli popatrzymy na doświadczenia innych krajów, to tych progów jest znacznie więcej. I nie przemawia do mnie argument, że w Polsce osób bogatych jest ciągle mało. Ich jest coraz więcej.
Wydatki budżetowe nieuchronnie muszą rosnąć, ze względu na trudną sytuację i pomoc osobom najbardziej dotkniętym inflacją. Jeśli tej pomocy nie będzie, to zwiększą się nierówności. A trzeba pamiętać, że nierówności społeczne zabijają popyt.
Prezes Glapiński na czwartkowej konferencji zarysował już perspektywę obniżek stóp procentowych. Wiemy, że przed nami jest spowolnienie gospodarcze. W jakiej sytuacji jesteśmy?
Polska ma silne fundamenty ze względu na potencjał kwalifikacyjny ludzi. Nie ulega jednak wątpliwości, że musimy się przygotować na spadek tempa rozwoju gospodarczego. To jest nieuchronne.
Istotne jest, czy Polska nie wpadnie w recesję. Moim zdaniem w tym roku nie dojdzie w Polsce do recesji, nawet technicznej. Natomiast niewątpliwie spadek nastąpi.
Bank Światowy obniżył prognozy rozwoju gospodarczego Polski. Polska jest traktowana jako kraj przyfrontowy i w związku z tym ryzyka, jakie dotyczą gospodarki globalnej, dotyczą nas w szczególności.
Są ekonomiści, którzy przewidują, że złoty nie umocni się nawet do końca 2023 roku, bo różnica poziomu stóp między Eurolandem a Polską będzie maleć. Czy rzeczywiście może być tak, że z inflacją musimy się "zaprzyjaźnić"?
Niewątpliwie zapowiedzi Europejskiego Banku Centralnego o podwyżkach stóp procentowych mogą wpływać na osłabienie złotego.
Natomiast co do "zaprzyjaźnienia się" z inflacją, jeszcze przed pandemią ekonomiści zapowiadali zagrożenie sekularną stagnacją, czyli sytuację, kiedy popyt nie nadąża za podażą.
To ryzyko wcale nie znika. Mamy co prawda zerwane łańcuchy dostaw i problemy z podażą niektórych towarów, ale ta sytuacja będzie się zmieniała i poprawiała. A ponieważ problem globalnych, narastających nierówności nie znika, możemy się spodziewać osłabienia konsumpcji, która napędza gospodarkę.
To może osłabiać trendy inflacyjne. Z całą pewnością celu inflacyjnego nie osiągniemy szybko. Ale trzeba pamiętać, że zbyt niska inflacja też nie sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Istotne jest, żeby cel był utrzymywany i by jednocześnie nie zabijać wzrostu gospodarczego.
Banki centralne na świecie mają trudne zadanie, żeby balansować na cienkiej granicy zbicia inflacji i niedoprowadzenia do recesji. To się uda?
Już przeżyliśmy w Polsce proces duszenia inflacji w programie Leszka Balcerowicza, kiedy inflację udawało się zwalczyć, ale jednocześnie bezrobocie przekraczało 20 proc.
Na pewno o jakości polityki społeczno–gospodarczej świadczą dwa wskaźniki: inflacja i bezrobocie. Suma tych wskaźników to tzw. indeks nędzy. Im wyższy ten wskaźnik, tym gorzej.
Jeżeli jest niska inflacja i wysokie bezrobocie, to nieuchronnie tracimy potencjał. Dlatego rozsądni ekonomiści jako priorytet stawiają walkę z bezrobociem. Na szczęście tutaj mamy w Polsce pole do działania, bo sytuacja na rynku pracy, dla pracowników, jest bardzo dobra.
Damian Szymański, zastępca redaktora naczelnego money.pl