- Kto wie, co dziś próbuje się przykryć moim nazwiskiem za sprawa wyimaginowanej rzeczywistości i wyrwanego z kontekstu materiału ze śledztwa wg gazety Wyborczej? Mamy do czynienia z kolejnym przeciekiem z toczącego się postępowania. Jedno śledztwo już się toczy w sprawie medialnych, nota bene, nieprawdziwych w swojej istocie przecieków – napisał Bartłomiej Misiewicz na Twitterze.
To jego komentarz do ustaleń, jakie poczynili we wspólnym śledztwie dziennikarskim dziennikarze "Gazety Wyborczej", Fundacji Reporterów i OKO.Press. W czwartek rano na stronach tych mediów mogliśmy przeczytać, że w przeszłości Bartłomiej Misiewicz, związany blisko z byłym ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem, pośredniczył w umawianiu spotkań wrocławskiego biznesmena z wysoko postawionymi ludźmi z wojska i Akademii Sztuki Wojskowej. Za swoje usługi miał pobierać wynagrodzenie, twierdzą dziennikarze.
W swoim komentarzu Misiewicz zapowiedział, że złoży do o Prokuratora Generalnego zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na wynoszeniu przez kogoś, kto ma odstęp do akt, informacji o ustaleniach prokuratury.
- Nigdy nie brałem żadnych pieniędzy od nikogo za kontaktowanie kogokolwiek z kimkolwiek z MON lub Wojska Polskiego lub innych instytucji, za taką tezę Gazeta Wyborcza i inne powielające to kłamstwo media otrzymają pozew sądowy – zapowiedział były rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej.