W czerwcu, jak wynika z danych Eurostatu, stopa bezrobocia w Polsce wyniosła 3 proc. o połowę mniej niż średnio w UE. Na takim mniej więcej poziomie utrzymuje się od połowy 2019 r., pomijając chwilowy wzrost do 4 proc. na początku 2021 r., w następstwie pandemii COVID-19.
Te dane pochodzą z ankietowych Badań Aktywności Ekonomicznej Ludności. Do grona bezrobotnych, zgodnie z definicją Międzynarodowej Organizacji Pracy (ILO) zaliczane są tu osoby, które deklarują, że nie mają pracy, ale jej szukają i są gotowe ją od razu podjąć.
Inny wskaźnik, bazujący na liczbie osób zarejestrowanych w urzędach pracy, sugeruje, że stopa bezrobocia w Polsce jest wyższa, oscyluje wokół 5 proc. Wiadomo jednak, że nie wszyscy zarejestrowani w urzędach pracy spełniają definicję bezrobotnego ILO. Niektórzy z nich rejestrują się tylko po to, aby skorzystać z ubezpieczenia zdrowotnego. Dane BAEL wśród ekonomistów uchodzą więc za bliższe prawdy.
Bierność zawodowa zamiast bezrobocia
To, że bezrobocie w Polsce praktycznie nie istnieje, łatwo zrozumieć. Nasza gospodarka od lat należy do najszybciej rozwijających się w Unii Europejskiej. Ale w ostatnich miesiącach, gdy w mediach mnożyły się doniesienia o zwolnieniach grupowych, dane o skali bezrobocia bywały kwestionowane. W komentarzach pod artykułami w money.pl oraz w dyskusji na ich temat w mediach społecznościowych często pojawiał się argument, że bezrobocie w Polsce jest niskie tylko dlatego, że wiele osób, które nie pracują, ale mogłyby to robić, z różnych powodów nie szuka zatrudnienia. Osoba nieszukająca pracy nie jest zaś, według definicji ILO, bezrobotna. Należy do biernych zawodowo.
Czy rzeczywiście stopa bezrobocia, która pokazuje, jaką część aktywnych zawodowo stanowią bezrobotni, nie oddaje właściwie koniunktury na polskim rynku pracy?
Uzasadnieniem tej tezy zdaje się fakt, że poziom aktywności zawodowej w Polsce jest wciąż sporo niższy niż średnio w UE. Wśród osób w wieku 15-74 lata pracuje lub szuka pracy 63,7 proc., podczas gdy średnio w Unii 65,5 proc. Liderami pod tym względem są Holendrzy i Szwedzi, gdzie współczynnik aktywności zawodowej w tej grupie wieku wynosi - odpowiednio - 75,9 i 74,6 proc.
Gdyby w Polsce współczynnik aktywności zawodowej był na poziomie średniej UE, liczba osób aktywnych zawodowo wynosiłaby około 18,2 mln zamiast 17,7 mln. Przy założeniu, że zatrudnienie byłoby na obecnym poziomie, liczba bezrobotnych wynosiłaby niemal 1060 tys. zamiast 559 tys. W rezultacie stopa bezrobocia wynosiłaby 5,8 proc. Gdyby zaś pod względem poziomu aktywności zawodowej Polska osiągnęła poziom Holandii, aktywnych zawodowo byłoby 21,1 mln, a bezrobotnych - przy dzisiejszym zatrudnieniu - niemal 4 mln. Wtedy zaś stopa bezrobocia sięgałaby niemal 19 proc.
Na rynku pracy podaż tworzy popyt
Z kilku powodów, takie rozumowanie jest nieuprawnione, a wręcz absurdalne. Po pierwsze, stopa bezrobocia, wbrew pozorom, zareagowała na ostatnie pogorszenie koniunktury na rynku pracy. W I kwartale wynosiła 3,2 proc. w porównaniu do 2,9 proc. w tym samym okresie 2023 r. (pełnych wyników BAEL za II kwartał jeszcze nie ma, choć znana jest stopa bezrobocia w czerwcu). Liczba osób bezrobotnych wzrosła w tym czasie o niemal 40 tys. (blisko 8 proc.), do 559 tys. Jednocześnie liczba osób aktywnych zawodowo zmalała o niemal 96 tys.
To może wprawdzie sugerować, że część osób, które straciły pracę, zasiliła szeregi biernych zawodowo - co obniżałoby stopę bezrobocia. Ale w praktyce spadek liczby aktywnych zawodowo można w pełni wyjaśnić tym, że skurczyła się populacja osób w wieku 15-74 lata (o 188 tys.). Wskaźnik aktywności zawodowej w tej grupie zwiększył się z 63,5 do 63,7 proc. Inaczej mówiąc, zwyżka stopy bezrobocia była nawet większa, niż wynikałoby z pogorszenia sytuacji na rynku pracy, bo częściowo była skutkiem spadku mianownika, czyli liczby osób aktywnych zawodowo.
Co jednak ważniejsze, nie ma powodu, aby zakładać, że przy wyższej podaży pracy (wyższej liczbie osób aktywnych zawodowo) popyt na pracę byłby taki jak dzisiaj. Z jednej strony pracodawcy, tworząc miejsca pracy, biorą pod uwagę dostępność siły roboczej. Z drugiej zaś strony potencjalni pracobiorcy swoje decyzje o tym, czy świadczyć pracę, podejmują na podstawie oceny koniunktury na rynku pracy.
- Polska gospodarka w ostatnich latach bardzo dobrze poradziła sobie z wchłonięciem dużej liczby pracowników z Ukrainy. Nie ma powodu, aby sądzić, że nie wchłonęłaby też większej liczby aktywnych zawodowo Polaków - tłumaczy money.pl prof. Joanna Tyrowicz, członkini Rady Polityki Pieniężnej, współzałożycielka i członkini zarządu think-tanku GRAPE. - Na rynku pracy podaż tworzy popyt. Jeśli jest pół miliona więcej pracujących, to więcej osób korzysta z usług transportowych i gastronomicznych, potrzeba więcej kadrowych - tłumaczy ekonomistka, która specjalizuje się m.in. w badaniach rynku pracy.
Reakcja na bezrobocie? Bierność zawodowa
Ludzie z kolei swoją aktywność zawodową kształtują m.in. w zależności od tego, jak rozpowszechnione jest bezrobocie. - Jeśli ktoś sądzi, że ma małe szanse na znalezienie pracy, to może zdecydować się na bierność zawodową - mówi prof. Tyrowicz. To oznacza, że gdyby w Polsce była tendencja do wzrostu bezrobocia, to część osób bezrobotnych wycofywałaby się z grona aktywnych zawodowo do biernych. To obniżałoby stopę bezrobocia, która faktycznie dawałaby mniej wiarygodny obraz kondycji rynku pracy. Ale w Polsce od lat bezrobocie jest w zaniku, co windowało płace i wciągało na rynek chętnych do pracy. W rezultacie systematycznie rósł wskaźnik aktywności zawodowej. To pracodawcy mieli kłopot ze znalezieniem pracowników, a nie chętni do pracy ze znalezieniem zatrudnienia.
Nie jest też prawdą, że gdyby liczba osób aktywnych zawodowo była większa, np. o wspomniane 4 mln, to żeby utrzymać dzisiejszy poziom bezrobocia, o tyle większa musiałaby być liczba miejsc pracy w gospodarce.
Tajemnicą wysokich wskaźników aktywności zawodowej w Holandii i Szwecji jest upowszechnienie pracy w niepełnym wymiarze godzin. W pierwszym z tych państw na część etatu pracuje blisko 43 proc. ogółu pracujących. Tymczasem w Polsce ten odsetek wynosi zaledwie 6,5 proc. Gdyby Polska była pod względem struktury zatrudnienia była taka jak Holandia, liczba pracujących - przy niezmienionej liczbie pełnych etatów - mogłaby sięgać 24,5 mln osób. Nawet przy wzroście aktywności zawodowej do poziomu holenderskiego, tych etatów nie dałoby się zapełnić.
W niepełnym wymiarze czasu pracują głównie studenci i emeryci, a we wszystkich grupach wieku, najczęściej kobiety. W Polsce to akurat te grupy społeczne, które charakteryzują się relatywnie niskim poziomem aktywności zawodowej. I to te grupy sprawiają, że ogólnie wskaźnik aktywności zawodowej w Polsce jest wciąż poniżej unijnej średniej. Wśród mężczyzn w wieku 25-64 lata w Polsce pracuje lub szuka pracy aż 88,8 proc., przy unijnej średniej na poziomie 87,4 proc. W Holandii ten odsetek nie jest radykalnie wyższy, wynosi 90 proc.
Kogo można wciągnąć na rynek pracy?
To daje pewną wskazówkę dotyczącą tego, gdzie w Polsce można znaleźć rezerwę pracowników albo, mówiąc inaczej, jaka jest liczba osób, które teoretycznie dałoby się wciągnąć na rynek pracy. Są to osoby, które się uczą i kobiety w wieku okołoemerytalnym. To jednak wymagałoby eliminacji barier, które sprawiają, że ci potencjalni pracownicy decydują się na bierność zawodową.
Jak liczna jest ta grupa? Według BAEL w Polsce jest obecnie 535 tys. osób, które chciałyby pracować, ale nie szukają zatrudnienia. W statystyce występują jako bierni zawodowo, bo nie spełniają definicji osoby bezrobotnej (według ILO). Można jednak uznać je za osoby luźno związane z rynkiem pracy.
W skrajnym (i nierealistycznym z powodów opisanych wyżej) scenariuszu, gdyby cała ta grupa zasiliła szereg bezrobotnych, stopa bezrobocia wynosiłaby w Polsce 5,9 proc. (wśród osób w wieku 15-74 lata; w grupie 20-64 lata byłoby to 5,6 proc.). Ale nawet wtedy Polska byłaby pod tym względem w gronie unijnych liderów. Przykładowo, w Holandii, którą przyjęliśmy tu jako punkt odniesienia, stopa bezrobocia wynosiłaby ponad 12 proc., a w Niemczech około 9 proc.
Jak wynika z raportu Eurostatu z maja 2023 r., w Polsce nieliczne są też inne grupy osób, które niekiedy zalicza się do luźno związanych z rynkiem pracy. To osoby, które szukają pracy, ale nie są skłonne do jej rychłego podjęcia, a także osoby pracujące na niepełny etat wbrew swojej woli, tzn. gotowe do pracy na pełny etat. Zaliczając do grona bezrobotnych także te grupy, stopa bezrobocia nad Wisłę wynosiła w 2022 r. 5 proc. przy unijnej średniej na poziomie 12 proc.
Wszystko to sugeruje, że w Polsce przestrzeń do wzrostu bezrobocia jest niewielka. Ale są też pesymistyczne wnioski. Jeśli będzie nam brakowało pracowników, np. z powodu mniejszego napływu imigrantów, co ostatnio obserwujemy, to na krajowym rynku nie znajdziemy wielu osób, które można zmobilizować do pracy.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl