W czwartek dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, Adam Eberhardt, opublikował na Twitterze wpis, w którym zdradza, ile zarabia rząd białoruski na transporcie migrantów pod granicę Unii Europejskiej.
"Reżim białoruski od każdego migranta dostarczonego na granicę UE bierze podobno ok. 10 tys. dolarów. Codziennie do Mińska przylatują samoloty z Bagdadu i Basry, a bardziej nieregularnie też z Irbilu (via Amman). Częściowo wykorzystywane są też rejsy ze Stambułu (kilka połączeń dziennie)" - napisał.
Zobacz jeszcze: Białoruś. Unia Europejska chce wprowadzić kolejne sankcje
Jak jednak później skorygował, zarobek Białorusinów jest mniejszy, bo na transporcie migrantów zarabiają również lokalni pośrednicy (np. Irakijczycy lub Syryjczycy). "W każdym razie sporo jest materiałów prasowych opisujących, że migranci płacą od 8 tys. do nawet 15 tys. dolarów" - dodał.
Od kilku dni przy polsko-białoruskiej granicy, od strony Białorusi, przebywa kilkudziesięciu migrantów. Nie mają zgody, aby wejść na terytorium Polski, natomiast Białoruś nie pozwala im na cofnięcie się na kraju.
- Mamy do czynienia z dramatyczną sytuacją, w której autorytarne państwo białoruskie próbuje wykorzystać nieszczęśliwych, poszkodowanych ludzi do pewnego rodzaju akcji politycznych - mówił w czwartek szef KPRM Michał Dworczyk, pytany o sytuację na granicy polsko-białoruskiej.
Dodatkowo, Unia Europejska rozważa wprowadzenia sankcji w związku z coraz śmielszymi działaniami kierowanymi ze strony Białorusi. - Instrumentalne traktowanie migrantów do celów politycznych, pokazuje, że reżim Łukaszenki nie zna granic w wykorzystywaniu cierpienia tych osób - powiedział w czwartek Polskiej Agencji Prasowej rzecznik Komisji Europejskiej Peter Stano.