Skoro wynik postępowania sądowego nierzadko zależy od opinii biegłego, to w interesie wszystkich powinno być stworzenie takiej sytuacji, w której wydają je najlepsi eksperci. Tymczasem rzeczywistość rozczarowuje, bo opiniują nierzadko emerytowani inżynierowie czy lekarze, którzy odeszli z pracy 2 dekady temu i najnowsze dokonania nauki znają wyłącznie z opracowań w książkach.
Jeszcze gorzej, gdy biegłymi zostają absolwenci kilkutygodniowych kursów lub osoby, które wprawdzie pracują zawodowo w obszarze związanym z wydawaną opinią, ale nie mają żadnej specjalistycznej wiedzy. A niestety – jest to smutna codzienność na salach sądowych polskich sądów.
Ministerstwo Sprawiedliwości dostrzega naglącą potrzebę zmian. Przygotowuje więc projekt ustawy, która całkowicie zmieni sposoby powoływania biegłych – informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Projekt przewiduje, że biegły sądowy nie będzie mógł mieć więcej niż 70 lat. Nie ma to być dyskryminacją osób starszych, lecz sposób na zagwarantowanie, że opinii nie będą wydawać osoby, które od dawna przebywają na emeryturze.
Osoba, która będzie aplikowała o wpis na listę biegłych, będzie musiała wykazać się co najmniej pięcioletnim doświadczeniem.
Wreszcie, co najważniejsze (i jednocześnie najbardziej kontrowersyjne) – to centralizacja systemu biegłych. Dziś wpisu dokonuje prezes sądu okręgowego, lecz ministerstwo proponuje, by decyzję o tym, kto może być biegłym, podejmował dyrektor Instytutu Ekspertyz Sądowych. Miałby on być powoływany przez ministra sprawiedliwości i to właśnie prowokuje pytania o niezależność tak powoływanych ekspertów.
Czy podległość ograniczy niezależność?
- System, ku któremu zmierzamy, to wzorzec niemiecki. U naszych zachodnich sąsiadów świetnie się sprawdza. Jego zaletą jest weryfikacja jakości biegłych, a to ma ogromny wpływ na sprawiedliwe rozstrzygnięcia sadowe – powiedział Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców zastanawia się na łamach "DGP", czy minister będzie wywierał na dyrektora naciski, by odrzucić proponowanego eksperta, ja również, czy biegli nie będą odczuwali nacisków.
Marcin Warchoł nie uważa, że takie ryzyko jest realne. Zauważa, że "przecież dziś za najlepszych biegłych uchodzą profesorowie państwowych uczelni, a najlepszymi instytucjami są również te państwowe". Zależność formalna więc już istnieje, a nikt nie podważa niezależności opinii.
Zapytani przez "DGP" eksperci zwracają uwagę na najważniejszy problem związany z pracą biegłych. Jest to mała liczba ekspertów, którzy są gotowi pracować za niewielkie pieniądze (a godzinę pracy biegły może otrzymać między 22 a 70 zł). Przygotowując analizy dla prywatnych zamawiających, mogą wystawić kilkukrotnie wyższe rachunki.
- Jakkolwiek by nie zaklinać rzeczywistości, bez wyższych stawek sytuacji nie uda się poprawić – mówi Cezary Kaźmierczak.
Nie wiadomo, czy po wejściu w życie nowych przepisów zmienią się również stawki za przygotowanie opinii. Wynikają one w rozporządzenia, które zostanie uchwalone dopiero po przyjęciu ustawy. Resort chciałby zaproponować ekspertom lepsze warunki finansowe, ale jego wola jest ograniczona przez możliwości wyznaczone przez budżet.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl