Zrzeszająca 675 podmiotów turystycznych Turystyczna Organizacja Otwarta (TOO) chciała w ten weekend pokojowo zamanifestować w Warszawie. Sytuacja w branży jest dramatyczna. Ludzie nie mają z czego żyć.
Organizatorka wiecu Alina Dybaś kilka dni temu zgłosiła zgromadzenie do miejskiego ratusza, ale otrzymała odmowę. Ratusz powołał się na zakaz zgromadzeń. Pikiety nie ma, ale problemy pozostały.
- To nie miał być strajk przeciwko rządowi, ale pokojowa pikieta, której celem było zwrócenie uwagi społeczeństwa na naszą sytuację. A ta jest naprawdę dramatyczna! - mówi prezes TOO, Alina Dybaś i dodaje: - Centra handlowe są pełne ludzi, a my nie możemy zrobić nawet najmniejszej akcji w mieście.
Ratusz odpowiada krótko: - Odmawiamy rejestracji wszelkich zgromadzeń. Są one zakazane. Wszyscy organizatorzy otrzymują decyzję odmowną. Dla nikogo nie robimy wyjątku - mówi Karolina Gałecka, rzecznik prasowy stołecznego ratusza. A co z sobotnim strajkiem przedsiębiorców? - Zgromadzenie jest nielegalne - mówi krótko Gałecka.
Nie jesteśmy uprzywilejowani!
Dybaś podkreśla, że nie chciała nikogo narażać na niebezpieczeństwo czy konsekwencje prawne. Ostatecznie odstąpiła od manifestacji, bo liczy się dobro ludzi. Ma jednak żal, że branża turystyczna pokazywana jest jako ta, która zyskała największe wsparcie od rządu w związku z kryzysem wywołanym COVID-19.
Kilka dni temu wicepremier Jadwiga Emilewicz w programie "Money. To się liczy”, poinformowała, że wdrożenie bonu wakacyjnego tysiąc plus zasili krajową turystykę kwotą ok. 7 mld zł. Tyle że na razie nie ma odpowiedniej ustawy i nie wiadomo kiedy będzie. Nie wiadomo również, kiedy program bonów wakacyjnych ruszy. Mówi się nieoficjalnie o drugiej połowie roku, lub nawet przyszłym roku.
- My potrzebujemy pomocy teraz. Nasze firmy upadają, bo wielu z nas nie może skorzystać z rozwiązań tarczy antykryzysowej. Nasz dorobek życia jest niszczony - załamuje się Dybaś.
Turystyczna Organizacja Otwarta wielokrotnie prosiła resort rozwoju o włączenie do programu bonów również turystyki wyjazdowej. Do dziś nie otrzymali żadnej odpowiedzi.
Zarówno touroperatorzy, jak i piloci wycieczek zagranicznych znaleźli się w potrzasku. Imprezy zagraniczne organizowane są z dużym wyprzedzeniem, biura muszą na wiele tygodni wcześniej wpłacać zagranicznym hotelom oraz liniom lotniczym wysokie zaliczki. Teraz, kiedy ruch międzynarodowy praktycznie zamarł, nikt nie chce im zwrócić tych pieniędzy.
Hotelarze z Włoch czy Hiszpanii mówią, że mogą co najwyżej potraktować te wpłaty jako zaliczki na przyszły sezon 2021.
Jest co prawda przepis tarczy antykryzysowej, z którego dumny jest wiceminister rozwoju Andrzej Gut-Mostowy, który daje biurom czas do 194 dni na zwrot klientom pieniędzy, ale nie wszystkie biura mogą i chcą z niego skorzystać. Powód? Jeśli nie oddadzą ludziom pieniędzy teraz, stracą dobre imię i klientów. Efekt jest taki, że na żądanie turystów, oddają więc środki z własnej kieszeni.
Żyjemy na bombie
Kolejny problem to turystyka młodzieżowa. Przedsiębiorcy od tygodni wyczekują informacji w napięciu i niepewności. Nie wiadomo do końca, czy i na jakich warunkach odbędą się tegoroczne kolonie i obozy letnie. Z ust urzędników w różnych resortach padają sprzeczne informacje. Do tego dochodzi absurdalny przepis dotyczący przewozów autokarowych.
- Chodzi o to, że w autobusach tylko co drugie siedzenie może być zajęte, natomiast w busie może być już tylu pasażerów, ile jest w nim miejsc. To spowoduje rozkwit szarej strefy. Prywatne osoby, kompletnie nieprzygotowane i bez rejestracji firmy, będą dowozić ludzi tam, gdzie nie zabierze ich autokar i za mniejsze pieniądze - prognozuje prezeska TOO.
- Nie potrzebujemy niczyjej litości! Płacimy w tym kraju podatki i mamy na utrzymaniu dzieci. Prosimy rząd, by pozwolił nam wrócić do pracy! - mówi krótko prezes Dybaś.
Nie wszystko jednak zależy od rządu. Turystyka międzynarodowa rządzi się swoimi prawami. By ją przywrócić, musi być też zgoda innych państw. Na razie wiceminister Gut-Mostowy mówi o porozumieniu z Czechami, Słowacją i Węgrami. Również trzy kraje nadbałtyckie: Litwa, Łotwa i Estonia zawarły porozumienie o współpracy i otwierają swoje granice dla turystów od 15 maja br., nie czekając na unijne wytyczne. Zapraszają Polaków.
Z kolei wytyczne unijne są takie, by kraje zezwalały na wyjazdy turystom tylko do państw o podobnej sytuacji epidemiologicznej.
Ale są też problemy, które zależą wyłącznie od Polski. Bardzo wiele osób skarży się, że wstrzymane jest wydawanie paszportów. Poza tym, osoby wjeżdżające zagranicę w celach turystycznych po powrocie nadal muszą odbywać 14-dniową kwarantannę.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl