Irackie biura i agencje turystyczne pełne są ogłoszeń o wycieczkach na Białoruś, a od niedawna także na Ukrainę. Firmy zapewniają, że pomogą swoim klientom w załatwieniu wizy.
W wizach specjalizuje się szczególnie agencja Loran Travel, która na swojej stronie w mediach społecznościowych zamieszcza praktycznie tylko takie ogłoszenia.
W pakiecie, oprócz wizy, znajduje się bilet lotniczy, zakwaterowanie w hotelu, a nawet karta SIM z dostępem do internetu. Koszt to maksymalnie 1000 dolarów.
Wycieczki do krajów Europy Wschodniej to dla wielu migrantów najlepszy sposób na to, by dostać się na Zachód. Spędzają w Mińsku zaledwie kilka dni, po czym próbują przekroczyć granicę.
- Mocno rozreklamowane zostały słowa Aleksandra Łukaszenki, który powiedział, że nie będzie chronił Unii Europejskiej przed napływem migrantów. Ta wieść się rozniosła, osoby, które skorzystały z takiego rozwiązania zaczęły je później polecać znajomym - mówi Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - W ofertach wycieczek biura nie pisały wprost o możliwości przekroczenia granicy UE, ale jasne było co się za taką "wycieczką" kryje.
Osoby, które zdecydowały się na to, by skorzystać z oferty biura, były później kierowane na granicę, w miejsca najsłabiej chronione.
Dokładnymi instrukcjami obywatele Iraku czy Afganistanu dzielili się na zamkniętych grupach w mediach społecznościowych.
Z Bagdadu do Mińska
Liczba takich podróży w ostatnich miesiącach drastycznie wzrosła. Od maja linie Iraqi Airways zaczęły zwiększać liczbę połączeń na linii Bagdad Mińsk. Z jednego tygodniowo zrobiły się cztery.
Do siatki połączeń dołączyły też linie Fly Baghdadi. Na Białoruś można było polecieć także z Al-Sulajmanilli oraz Erbilu.
Jak podaje Iraqi News Agency, loty 6 sierpnia zawieszono, po protestach władz Litwy, oskarżających białoruskie władze o rozpętanie kryzysu migracyjnego.
- Ten kryzys jest sztucznie wykreowany z konkretnych powodów politycznych. W dużej mierze była to odpowiedź Białorusi na sankcje nałożone przez Unię Europejską - mówi Anna Maria Dyner. - Z granicy litewskiej przeniósł się w tej chwili na granice polską i łotewską.
Zemsta Łukaszenki
Na czym dokładnie polegała zemsta Łukaszenki? Jak wynika z materiałów opublikowanych przez Der Spiegel i Dossier, z irackimi agencjami współpracowało białoruskie państwowe biuro podróży Centrkurort.
Biuro podpisało w maju z irackim Oskartur umowę "O rozwoju turystyki między krajami świata arabskiego i Białorusią".
Jak podają reporterzy, białoruskie biuro zwracało się z prośbą o pomoc w załatwianiu wiz do administracji prezydenta, chociaż wcześniej zajmowało się tym ministerstwo spraw zagranicznych.
Na tym nie koniec. Jak pisze Tadeusz Giczan, uchodźcom w przekroczeniu granic Unii Europejskiej miały pomagać białoruskie służby.
"Są nagrania FRONTEX-u, na których widać, jak samochody służbowe białoruskiej straży granicznej eskortują duże grupy migrantów bezpośrednio do samej granicy. Są też zdjęcia litewskich rolników, na których widać, jak białoruscy pogranicznicy usuwają drut kolczasty, by ułatwić migrantom przekroczenie granicy" - pisze Tadeusz Giczan.
Co dalej
Na początku sierpnia władze Litwy zapowiedziały, że nie będą przyjmować więcej migrantów. Zareagowały także władze Unii Europejskiej. Kilka dni później zawieszono wszystkie loty z Iraku na Białoruś.
Od początku sierpnia Litwa zawróciła z powrotem na Białoruś ponad 1500 migrantów. Osoby, które przyjechały z Iraku czy Afganistanu i próbowały przedostać się na Zachód przez Litwę, utknęły.
Migrantów nie chce przepuścić przez granicę także Polska. Może się zatem okazać, że na kryzysie wywołanym przez reżim Łukaszenki ucierpi sama Białoruś.
- Bardzo dużo będzie zależało od stanowczości państw Unii Europejskiej i NATO. Jeśli te osoby nie zostaną wpuszczone i nie będą miały możliwości przedostania się przez "zieloną granicę", to państwo, które to zorganizowało, w tym wypadku Białoruś, zostanie z problemem - mówi Anna Maria Dyner.
- Trzeba jednak pamiętać, że kryzys migracyjny to jest tylko jeden z elementów większej całości. Nie powinniśmy go traktować w oderwaniu od innych działań hybrydowych, które prowadzą nasi sąsiedzi. W tym także Rosja, bo rosyjskich wpływów też można się w tym kryzysie dopatrzeć. Destabilizacja i podziały w państwach Unii Europejskiej są zarówno Białorusi, jak i Rosji na rękę - dodaje.
Zdaniem ekspertki, sytuacja nie ustabilizuje się przynajmniej do momentu zakończenia rosyjsko-białoruskich manewrów Zapad.
Pewne jest jednak, że osoby, które utknęły na Białorusi i nie przedostaną się przez granicę UE, będą w bardzo trudnej sytuacji. Jednak jeśli będą nie na rękę reżimowi, to ten może ich w dowolnym momencie spróbować odesłać.
- My patrzymy na tę sytuację przez pryzmat państwa demokratycznego, które pod przymusem nie odeśle migrantów skąd przylecieli - mówi Anna Maria Dyner. - Białoruś demokratycznym państwem nie jest i jak najbardziej może to zrobić. To jest zupełnie inna skala wartości, wystarczy popatrzeć, co reżim Łukaszenki robi ze swoim własnymi obywatelami. Pewne jest jednak, że osoby, które utknęły na Białorusi i nie przedostaną się przez granicę UE, będą w bardzo trudnej sytuacji.