O Orlen Trading Switzerland zrobiło się głośno, gdy premier Donald Tusk mówił w marcu o spółce Orlenu, która "może ona narazić Polskę "na bardzo poważne kłopoty". 10 kwietnia Orlen poinformował akcjonariuszy, że na skutek działalności OTS musi skorygować swoje wyniki o 1,6 mld zł w dół. "Jednym słowem spółka OTS utopiła 1,6 mld zł" - podkreślał Onet.
Te pieniądze spółka straciła na handlu ropą naftową. Na czele OTS stał Samer A., który – według ustaleń mediów – miał mieć powiązania z arabskimi ekstremistami z Hezbollahu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przedpłaty za zakup ropy, głównie z Wenezueli, trafiły do pośredników, najwięcej - ok. 240 mln dol. do spółki założonej w 2021 r. w Dubaju przez 25-letniego obywatela Chin lub Hong Kongu. Ropa do odbiorców nie trafiła.
"Bizancjum" w Orlenie
Według informacji "BI" szwajcarska spółka zapewniła luksusowe życie dla osób nią zarządzających. Mimo że "firma nie realizowała założonego celu działalności".
"Firma miała bowiem handlować surowcami i produktami naftowymi spoza Grupy Orlen, a — jak wynika z naszych informacji — nawet ok. 90 proc. transakcji dotyczyło handlu produktami własnymi" - czytamy. OTS miał również zapewnić dostawy oleju napędowego do Polski, gdy międzynarodowe sankcje uderzyły w rosyjskie produkty naftowe.
Członkowie zarządu OTS mieli otrzymywać rocznie ok. 1 mln zł wynagrodzenia. Do tego spółka korzystała z siedmiu luksusowych samochodów - Mercedesów GLE, GLA, GLS. Sam prezes Samer A. jeździł Mercedesem Benz GLS 450 (wartym ok. 600 tys. zł).
"Łączne roczne koszty funkcjonowania OTS, wyłączając pensje (...) miały sięgać ok. 3,5 mln dol. (ok. 14 mln zł)" - czytamy.