Adam Jesionkiewicz astrografią zajmuje się już prawie 20 lat, ale komercjalizować swoją pasję zaczął niedawno, w 2019 roku. Od tego czasu firma Astrography.com rozwija się w tempie niespodziewanym nawet dla samego właściciela, który jednak nade wszystko ceni sobie nie dynamikę biznesu, sukces czy idące za tym pieniądze, ale czas, który zyskał dzięki decyzji prowadzeniu firmy w sposób, który można by określić sformułowaniem „slow-biznes”.
- To chyba wynika z pewnego doświadczenia życiowego, z tego, co w życiu robiłeś i co ci wychodzi albo nie wychodzi, uszczęśliwia albo nie – ocenia Adam. - Na tym etapie, na jakim ja jestem, odróżniam to i na pewno jest to jedna z przyczyn tej metamorfozy. Ale też nie należy wykluczać kwestii wieku. Wielu przedsiębiorców z mojego otoczenia zaczyna mówić to samo. Dochodzimy do podobnych konkluzji. Rzucamy się jako młodzi ludzie na życie, pędzimy strasznie, później nagle się orientujemy, że mamy czterdzieści parę lat i nagle zaczynamy sobie zadawać pytanie – po co?
Odpowiedzią na to pytanie przestają być pieniądze, istotna jest rodzina, własny rozwój i możliwość robienia rzeczy, które sprawiają przyjemność i nadają sens życiu.
Firma samowystarczalna
- Najważniejsza była zmiana podejścia, całkowita metamorfoza tego, co robiłem – mówi Adam. – Udało się to zrobić po części dlatego, że dramatycznie ograniczyłem swoje wymagania. Odpowiadając sobie na pytanie: co chcę od życia? – wyszło mi przede wszystkim, nie chcę być prezesem wielkiej firmy, bo to już przerabiałem. Druga rzecz to taka, że to moje życie musi być związane z zajawkami. I wreszcie – dochodząc do pieniędzy – wyszło mi, że muszę mieć ich tyle, by móc robić te swoje zajawki, utrzymać rodzinę i mieć możliwość rozwijania firmy.
Te zajawki to przede wszystkim astrofotografia – profesjonalne zdjęcia kosmosu, ujęcia wymagające czasu, specjalistycznego sprzętu i ogromnej wiedzy, pozwalające wykonać zdjęcia, jakich nie da się osiągnąć w pośpiechu i bez przygotowania.
Astrography zaczęła swoje istnienie w salonie właściciela i opierała się na drukowaniu na zainstalowanej tam wielkoformatowej drukarce zdjęć zrobionych przez Adama. Istotną był samodzielny rozwój, bez zewnętrznego finansowania, z założeniem powolnego wzrostu. To ostatnie nie do końca się udało, bo zainteresowanie przerosło oczekiwania – przychody firmy w ciągu kilku miesięcy wzrosły z kilku do kilkuset tysięcy złotych miesięcznie.
Dzisiaj Astrography działa w oddzielnym lokalu, zatrudnia też pracowników. Adamowi udało się osiągnąć to, o czym marzył – dzięki odpowiedniej organizacji biznesu ma czas dla siebie.
- Firma musi móc działać sama, całkowicie beze mnie. Jeżeli zniknę na pół roku to musi funkcjonować. To oznacza zupełne inne podejście do pracowników, do zaufania i relacji, które nawet nie przypominają często zwykłych układów pracownik-pracodawca. To są ludzie, którzy budują moją firmę, ale też budują swoje życie i swoje poczucie szczęścia.
Artysta i jego sprzęt
Astrofotografia jest trudnym zajęciem i wymaga ogromnej wiedzy i doświadczenia. Jak mówi Adam – większość dobrych astrofotografów na świecie zna się wzajemnie i ze sobą współpracuje, wymieniając się doświadczeniami. Z wieloma z nich Astrography nawiązuje kontakt, z częścią udaje się współpracować. Są artystami, których prace mają wzięcie na całym świecie.
Ograniczona liczba astrofotografów wynikać też może z tego, że aby zrobić udane zdjęcie kosmosu nie wystarczy wychylić się za okno z nawet bardzo dobrym aparatem skierowany w niebo. Ruch ziemi sprawia, że ciała niebieskie są w pozornym ruchu, a żeby zrobić dobre zdjęcie potrzebny jest długi czas naświetlania. W tym czasie fotografowany obiekt przemieszcza się. Fotografowie kosmosu używają więc specjalnych urządzeń, które przesuwają aparat kompensują ruch ziemi.
- Ten profesjonalny sprzęt astrofotograficzny nie jest w stanie pracować sam, bez komputera – wyjaśnia Adam. – Komputer wszystkim zarządza. Steruje montażem paralaktycznym, który kompensuje ruch gwiazd, steruje samym sensorem, czyli czymś, co można nazwać aparatem fotograficznym. Normalny aparat fotograficzny ma własny display, własny procesor. W przypadku tych astronomicznych sprzętów – tam nie ma procesora. To jest matryca z podstawową elektroniką podłączona do komputera, więc komputer jest tam potrzebny do wszystkiego.
Na tym wykorzystanie komputera się nie kończy – po sesji następuje czas obróbki zdjęć. Jednym z etapów jest tzw. stackowanie, czyli proces pozwalający pozbyć się szumów, powstałych podczas długich czasów ekspozycji. Polega – z grubsza rzecz biorąc – na nakładaniu na siebie wielu warstw zdjęć tego samego obiektu, co pozwala na uzyskanie obrazów niemożliwych do pokazania w żaden inny sposób i w ten sposób pokonać barierę niewielkiej ilości fotonów, które docierają do Ziemi od obiektów oddalonych o setki, tysiące, miliony, a nawet miliardy lat świetlnych.
Z desktopu na mobile
Do takich zadań nie wystarczy zwykły sprzęt. Adam w swojej pracy korzysta więc z naprawdę szybkich maszyn, do tej pory zwykle komputerów stacjonarnych, których wydajność jest większa od urządzeń mobilnych. W ostatnim czasie jednak trafił w jego ręce laptop ASUS ROG Flow X13, który sprawia, że zmiana sposobu pracy na bardziej mobilny stała się możliwa.
- To jest naprawdę bardzo szybki komputer, chyba nawet szybszy niż mój desktop, a ja naprawdę potrzebuję na co dzień szybkiego komputera, czyli benchmark jest rzeczywiście wysoki. W przypadku tego, co ja robię istotny jest procesor – tu mamy 8 rdzeni i 16 wątków. Ta wielowątkowość jest hiperważna dla obróbki zdjęć w wyspecjalizowanym sofcie. My używamy w zasadzie dwóch typów programów, jeden zamienia fotony na realne dane, stackuje zdjęcia, czyli dokonuje tych wszystkich obliczeń. Później to zdjęcie jest zamieniane w tiff-a i tego tiffa obrabiamy już w Photoshopie. Więc w obydwu tych kategoriach istotna jest wydajność związana z CPU.
ASUS ROG Flow X13 pracuje na najnowszym procesorze AMD Ryzen 9 w specjalnej wersji 5980HS, co czyni go rzeczywistym rywalem dla najszybszych desktopów. Na pokładzie ma też wydajną kartę graficzną NVIDIA GTX 1650, ale co najbardziej istotne – można to dodatkowo doposażyć w zewnętrzną kartę graficzną z NVIDIA RTX 3080, będącą jednocześnie hubem dla wielu dodatkowych łączy.
- Wydajność GPU jest dla mnie bardzo istotna, bo wiadomo, że programy graficzne coraz mocniej eksploatują karty graficzne. Ta dodatkowa karta faktycznie robi robotę, bo przy dużych zdjęciach, szczególnie składanych mozaikach, widać dużego kopa. Ja mam w swoim komputerze deksktopowym RTX 2080 i mam wrażenie, że ten mobilny RTX 3080 jest w praktyce szybszy – mówi Adam. – Ale nawet bez dodatkowej karty jest to bardzo wydajny mobilny zestaw. W kontekście astrofotografii ma to o tyle znaczenie, że mogę go podpiąć do aparatu fotografując na łące.
A że nie samą pracą człowiek żyje – Adam testował też ASUSa w wolnym czasie, pomiędzy jedną a drugą książką, których czyta ostatnio bardzo wiele. Ale kiedy odłożył je na półkę – ASUS ROG Flow X13 też pokazał, że daje radę.
- Moim benchmarkiem jest Red Dead Redemption 2. Próbowałem też na tym komputerze i w ustawieniach maksymalnych w 4K radzi sobie świetnie. Nie mierzyłem ilości klatek, ale spokojnie powyżej 50 jest średnio. Jeśli więc ktoś potrzebuje jeden komputer do wszystkiego to jest to absolutny zwycięzca – podsumowuje.
Przepis na slow-sukces?
Zajawkowicze nie zarabiają zwykle kokosów na swojej zajawce, kiedy chcą ją skomercjalizować – zauważa Jesionkiewicz.
- Decyzja o tym, jaki biznes powinieneś założyć będzie zupełnie inna, kiedy decydujesz się na zarabianie pieniędzy niż wtedy, jeśli chcesz skupić się na hobby. Bo prowadzenie biznesu w jego obszarze wyklucza cię w większości przypadków z dużych pieniędzy, choćby dlatego, że jesteś bardzo nieobiektywny pod względem produktu, który próbujesz sprzedawać. Ludzie, którzy robią coś z pasji, nawet boją się to sprzedawać, bo im ta komercjalizacja nawet nie za bardzo pasuje do tego, co robią, rani im serce.
Trudno też liczyć na inwestorów.
- Twój punkt widzenia na produkt zwykle różni się od punktu widzenia twoich potencjalnych klientów. Oni mogą cenić coś innego, niż to, co ty uważasz za najistotniejsze. Inaczej mówiąc – dramatycznie przekombinowujesz swoje podejście do rynku. Dlatego duzi inwestorzy nie chcą przeznaczać środków na zajawkowiczów, którzy są zbytnio zajarani tym swoim produktem.
Jak więc szukać swojej szansy na sukces?
- Po pierwsze odciąć choć trochę produkt od własnej osoby, dać mu żyć własnym życiem, niech stanie się marką, ale niech ta marka nie będzie twoim nazwiskiem – radzi Adam. – To pozwala na nieco dystansu. Ja dzisiaj odszedłem od myślenia o Astrography jako o mojej galerii, myślę o tym bardziej jako o biznesie. Ale w tym procesie też zauważyłem jak pewna znana od tysięcy lat prawda ziszcza się – jak się skupisz na czymś bardzo mocno, od tego się uzależnisz, to wtedy są po prostu efekty. I to jest druga, ostatnia rada w tym całym przepisie – podsumowuje.
Materiał partnera: ASUS