Protestujący zablokowali drogę w okolicach Władysławowa. To jedyna trasa, którą można dostać się na Półwysep Helski.
W korku utknęli turyści, którzy wybierali się na urlop. Doszło do ostrej wymiany zdań.
- Stoimy tu już trzy godziny! Ja mam urlop! - krzyczał w stronę protestujących turysta, który wybierał się na wakacje.
Przewodniczący AgroUnii poprosił policjantów o ochronę manifestujących. Jak mówił, uczestnicy protestu poczuli się zagrożeni.
Protestujący rybacy i rolnicy przepuszczają samochody z dziećmi czy osobami chorymi. Ale dla turystów wybierających się na Hel nie ma taryfy ulgowej.
- Policjanci kierują ruch objazdami i rozdają mapki, które pokazują, jak można dojechać np. do Chłapowa. Ale na Hel to jedyna droga, więc każdy, kto się tam dziś wybiera, musi liczyć się ze staniem w korku - mówi st. post. Monika Mularska z Komendy Powiatowej Policji w Pucku.
- Rozumiemy ludzi, którzy stoją w korku. Ale chcielibyśmy, żeby nas też zrozumiano - mówiła w relacji na Facebooku jedna z uczestniczek protestu.
- Trudno powiedzieć dokładnie jak długi jest korek, ale dochodzą do nas sygnały, że już w Pucku zaczynają się utrudnienia - mówi Mularska.
Policjanci zabezpieczający protest rozdają wodę osobom, które utknęły w drodze na Hel. Jak mówią, na razie protest jest spokojny, nie doszło do żadnych incydentów.
Protest dotyczy zakazu połowów dorsza we wschodniej części Bałtyku. Został on przedłużony jeszcze jesienią zeszłego roku i obowiązuje do tej pory. Organizatorzy protestu uważają, że rząd zapomniał o armatorach rybołówstwa rekreacyjnego.
- Statki, w które zainwestowaliśmy duże pieniądze, na które pobraliśmy kredyty, stoją w portach - tłumaczy uczestniczka manifestacji. - Doszliśmy już do porozumienia z ministrem Gróbarczykiem. Ale on nie zrobił nic, żeby się z niego wywiązać. Dlatego tu dziś jesteśmy.
- Jeśli ktoś stoi w korku w drodze na wakacje to może napisać mail do premiera, by wywiązał się z danego rybakom słowa - dodaje.
Protestujący podkreślają, że nie chcą utrudniać życia kierowcom, ale czują się do tego zmuszeni przez brak działań ze strony rządu.
- Chciałem przeprosić kierowców i społeczeństwo za utrudnienia, które wprowadzamy naszym protestem, ale proszę uwierzyć, że organizatorem tego protestu jest pan premier i rząd, nie my. I w każdej chwili może to odwołać. Wystarczy jeden telefon: "przyjeżdżajcie do Warszawy na spotkanie, na rozmowy". I automatycznie schodzimy z blokady. Ale ten rząd nie ma dobrej woli - powiedział na konferencji prasowej Andrzej Antosik ze Sztabu Kryzysowego Armatorów Rybołówstwa.