Początkowo blokada drogi na Półwysep Helski miała potrwać do godz. 16. Protestujący zdecydowali jednak, że zakończą manifestację dwie godziny wcześniej.
- Ze względu na to, że jeżdżą tutaj turyści, a naprawdę jest ciepło, w samochodach są dzieci i trudno im wytrzymać, będziemy kończyć ten protest wcześniej - powiedział Andrzej Antosik ze Sztabu Kryzysowego Armatorów Rybołówstwa.
Wcześniejsze zakończenie blokady nie oznacza jednak, że protestujący dali za wygraną.
- Jeśli rząd nie będzie z nami rozmawiał, będziemy protestować cyklicznie - zapowiedział Antosik. - Chcemy rozmawiać i dojść do porozumienia. Czekamy tylko na sygnał z rządu, kiedy mamy przyjechać do Warszawy.
Trwający od 9 rano protest mocno dał się we znaki kierowcom. Jak podawała policja, korek sięgał od Władysławowa do Pucka.
Protestujący przepuszczali co prawda osoby chore czy pojazdy służb ratunkowych. Dla jadących na Hel turystów nie było jednak taryfy ulgowej.
- Stoimy tu już trzy godziny! Ja mam urlop! - krzyczał w stronę protestujących turysta, który wybierał się na wakacje.
Przewodniczący AgroUnii poprosił policjantów o ochronę manifestujących. Jak mówił, uczestnicy protestu poczuli się zagrożeni.
Sobotni protest dotyczył zakazu połowów dorsza we wschodniej części Bałtyku. Został on przedłużony jeszcze jesienią zeszłego roku i obowiązuje do tej pory. Organizatorzy protestu uważają, że rząd zapomniał o armatorach rybołówstwa rekreacyjnego.
- Statki, w które zainwestowaliśmy duże pieniądze, na które pobraliśmy kredyty, stoją w portach - tłumaczy uczestniczka manifestacji. - Doszliśmy już do porozumienia z ministrem Gróbarczykiem. Ale on nie zrobił nic, żeby się z niego wywiązać. Dlatego tu dziś jesteśmy.
- Jeśli ktoś stoi w korku w drodze na wakacje to może napisać mail do premiera, by wywiązał się z danego rybakom słowa - dodaje.
Protestujący podkreślają, że nie chcą utrudniać życia kierowcom, ale czują się do tego zmuszeni przez brak działań ze strony rządu.
- Chciałem przeprosić kierowców i społeczeństwo za utrudnienia, które wprowadzamy naszym protestem, ale proszę uwierzyć, że organizatorem tego protestu jest pan premier i rząd, nie my. I w każdej chwili może to odwołać. Wystarczy jeden telefon: "przyjeżdżajcie do Warszawy na spotkanie, na rozmowy". I automatycznie schodzimy z blokady. Ale ten rząd nie ma dobrej woli - powiedział Andrzej Antosik.