Z jednej strony ceny ropy i gazu jeszcze poszły do góry, co niestety konsumuje część efektów tarczy inflacyjnej. Wzrost cen cały czas jest na podwyższonym poziomie ok. 8 proc. Ale z drugiej strony doszło do załamania cen emisji CO2 - powiedzia Borys.
"One w ciągu tygodnia spadły o jedną trzecią. To daje szanse na spadek cen energii, której większość mamy z węgla. I to może z kolei działać hamująco na wzrost cen" - ocenił Borys. Dodał, że spadek ten "może być trwały, bo w ciągu tygodnia zmieniły się przewidywania co do polityki energetycznej Europy".
"Niemcy zapewne wydłużą działania swoich elektrowni atomowych i nie będą wnosili zastrzeżeń do rozbudowy atomu w innych państwach UE, w tym Polsce. Oby, bo to konieczne dla prawdziwej niezależności i bezpieczeństwa energetycznego. Więc ścieżka transformacji energetycznej nie będzie tak agresywna, bo Niemcy i inne kraje muszą m.in. zwiększyć wydatki w dziedzinie obronności oraz uniezależnić się od importu z Rosji" - powiedział.
Borys: tarcza antyinflacyjna prawdopodobnie także w drugim półroczu
Szef PFR zaznaczył, że w ostatnich 12 miesiącach "nagle położono na stole bardzo ambitne cele redukcji emisji bez zwiększenia podaży certyfikatów na emisję CO2". "To spowodowało, że ceny emisji wzrosły prawie trzykrotnie powyżej ścieżki cenowej wyznaczonej przez samą KE. Wszyscy zakładali, że cena uprawnień wyniesie 30–40 euro, ale nie 90 euro. Dziś jest szansa na to, że będziemy mieli trochę więcej czasu na dokonanie tej transformacji, chyba będzie konsensus co do budowy atomu, a to oznacza, że i koszty transformacji będą niższe dla społeczeństwa, a wraz z tym spadną rachunki za energię" - mówił. Dodał, że "to daje też szansę na łagodzenie presji inflacyjnej".
Rząd najprawdopodobniej będzie zmuszony przedłużyć tarczę antyinflacyjną na drugie półrocze. Kluczowa walka dla wzrostu gospodarczego i ścieżki inflacyjnej rozegra się na rynku ropy. Tu są dwa scenariusze. Jeden zakłada, że cena ropy mocno rośnie, co stanowi ryzyko stagflacji w 2023 r. To byłaby zła wiadomość, oznaczająca, że Rosja więcej zarabia. Drugi scenariusz zakłada, że USA i Arabia Saudyjska uruchamiają olbrzymią podaż ropy, Europa odcina Rosję przy spadku cen rzędu 60–70 proc. To byłby idealny scenariusz, oznaczający gigantyczne koszty dla Rosji, a dla Europy i USA – wzrost gospodarczy i spadek inflacji - powiedział.
Kurs złotego. Wpływ wojny w Ukrainie
Pytany o to, co dalej z kursem złotego zaznaczył, że za naszą walutą "stoją silne fundamenty naszej gospodarki". "Mamy nadwyżkę budżetową, silny wzrost na ponad 5 proc. PKB, gospodarka wykazuje wręcz oznaki przegrzania. Mamy bardzo silny sektor bankowy, który posiada jeden z najwyższych w Europie poziomów kapitałów i płynności. Natomiast to, co osłabia złotego, to nerwowość inwestorów – zarówno na globalnych rynkach, jak i w stosunku do krajów naszego regionu, bo przecież jesteśmy na głównym froncie wsparcia dla Ukrainy" - ocenił. Dodał, że to powoduje, że kapitał zaczyna uciekać z tej części Europy, ale - jak podkreślił - zakłada, że to ma charakter krótkoterminowy.
Złoty może podlegać teraz pewnym wahaniom w zależności od tego, jak wojna będzie przebiegać, natomiast nie ma powodu do tego, by złoty jakoś mocno tracił na wartości. Kolejny czynnik to wzrost cen ropy, której jesteśmy importerem. Zawsze gdy rośnie cena ropy, osłabia się złoty. Do tego dochodzą oczekiwane podwyżki stóp procentowych w Europie i USA, a to powoduje, że waluty wszystkich krajów wschodzących tracą na wartości. Mimo to fundamenty są dobre, dlatego w długim terminie o złotego się nie obawiam. Po okresie osłabienia kurs powinien się umocnić, tak jak to było podczas pandemii - ocenił Borys w wywiadzie.