- W tej chwili bardzo trudno przewidzieć wpływ kryzysu na sprzedaż i biznes w ogóle. Jesteśmy wciąż w samym środku pandemii i nie da się określić, kiedy wszystko wróci do normalności - mówi szefowa jednej z największych firm kosmetycznych na świecie. Dla Avon pandemia to problem nie tylko mniejszego zapotrzebowania na ich produkty, ale zerwania kontaktów.
Model biznesowy opiera się bowiem nie o sklepy, a o konsultantki. Te kosmetyki sprzedają swoim koleżankom, znajomym koleżanek i dalej znajomym znajomych. W trakcie kwarantanny sprzedaż praktycznie więc zamarła. A firm słynąca z budowania sprzedaży w oparciu o właśnie takie relacje musiała przenieść się do internetu.
- Mamy dobrze rozwinięte rozwiązania e-commerce, m.in. elektroniczną wersję katalogu, bezpośrednią, bezkontaktową dostawę pod drzwi klienta, a dla naszych Konsultantek prowadzimy kursy online dotyczące sprzedaży przez internet. Dzięki temu mogą one pracować bezpiecznie, bez wychodzenia z domu - tłumaczy Angela Cretu.
Co teraz się sprzedaje? Szefowa Avon przyznaje, że klientki starają się swoje przyzwyczajenia związane z wizytami u fryzjera czy kosmetyczki, przenieść do domów. Stąd zwiększone zainteresowanie produktami do domowego spa.
Jak dodaje, w dzisiejszym świecie „relacje online mogą być równie silne jak i offline”. Avon nadal opiera się więc o konsultantki, ale te muszą rozwijać sprzedaż przez aplikację i e-sprzedaż. A trzeba pamiętać, że w skali świata jest to aż… 6 mln osób.
- Zwiększyliśmy nasze zdolności produkcyjne artykułów higieny osobistej o 30%, aby zaspokoić większy popyt. W odpowiedzi na pandemię rozpoczęliśmy również produkcję żelu nawilżającego z 64 proc. alkoholu w fabryce w Garwolinie - mówi prezes Avon.
Cretu dodaje, że naturalnie firma robi wszystko, by zapewnić też ciągłość produkcji.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie