Na rzecz lotnictwa pracuje dziś ponad 70 firm zatrudniających 30 tys. pracowników, nierzadko specjalistów wysokiej klasy – pisze "Rzeczpospolita". Do dyspozycji mają zaplecze badawcze w licznych branżowych instytutach i na politechnikach.
Wszystkie firmy łączy jedno – uzależnienie od zewnętrznej kooperacji. "Rz" przypomina, że lotnicze firmy w Warszawie, Mielcu, Rzeszowie, Świdniku, Wrocławiu czy Kaliszu zostały sprywatyzowane i mają zagranicznych właścicieli. To najczęściej potężne zagraniczne firmy: Leonardo, Lockheed Martin, Raytheon Technologies.
Gazeta, opierając się na najnowszym raporcie "Przemysł lotniczy w Polsce – możliwości, wyzwania i perspektywy", opracowanym na zamówienie Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, przypomina, że kołem zamachowym dla firm lotniczych z innych krajów często był wojskowy offset.
Niestety, zakup maszyn F-16 nie przełożył się na duże zamówienia z polskiego przemysłu. Na dodatek obecnie min. Błaszczak chce kupić myśliwce F-35, z góry zakładają brak offsetu.
– Jeśli chcemy nadrobić opóźnienia i walczyć o lepszą pozycję dla rodzimego lotnictwa, powinniśmy dołączyć do startujących właśnie ambitnych projektów Tempest czy FCAS, których celem jest doprowadzenie do budowy przez międzynarodowe konsorcja europejskich bojowych samolotów przyszłości – mówi "Rz" dr Robert Czulda, jeden z autorów raportu.
Eksperci przypominają, że pionierem w zakresie współpracy międzynarodowej w sektorze lotniczym była Europa. Przykładem dużych paneuropejskich projektów lotniczych były Panavia Tornado i Eurofighter Typhoon.
Ten ostatni przyniósł członkom konsorcjum, poza nowoczesnym samolotem bojowym, m.in. pomiędzy 66 500 a 100 tysięcy miejsc pracy – w dużej części wymagających wysokich kwalifikacji i o dużej wartości dodanej – i technologie podwójnego zaangażowania o wartości co najmniej 7,2 mld euro.