Jak przypomina portal next.gazeta.pl, szefowa brytyjskiego rządu ma we wtorek poddać pod głosowanie w parlamencie umowę brexitową. Problem w tym, że przedstawiona zostanie nie ta, wynegocjowana z Brukselą, tylko wersja Wielkiej Brytanii.
Skąd taki pomysł? Brytyjskie media sugerują, że głosowanie wynegocjowanej umowy May przegrałaby z kretesem. A to oznaczałoby niemal natychmiastową dymisję szefowej rządu, której notowania i tak są już bardzo niskie. Popierać ma ją zaledwie dwóch ministrów.
Jak pisze AFP, zanosiło się na to, że premier May pojawi się w poniedziałek w Brukseli, by po raz kolejny próbować negocjacji z państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Wychodzi jednak na to, że wizyty nie będzie.
Więc i plan premier Wielkiej Brytanii prawdopodobnie spali na panewce. Bruksela od miesięcy stoi na stanowisku, że żadnych zmian w umowie nie będzie.
W niedzielę wieczorem May rozmawiała za to z Jeanem Claudem Junckerem. Strony ustaliły, że pozostaną w kontakcie, ale żadnych spotkań ma w najbliższych dniach nie być.
Brexit. Brytyjskie firmy gromadzą zapasy
- Chcemy wynegocjować tę umowę do 29 marca. Teraz wszystko jest w rękach Izby Gmin, która musi podjąc kilka poważnych decyzji w tym tygodniu - powiedział Margaritis Schinas, rzecznik Komisji Europejskiej.
Co dalej? We wtorek w Izbie Gmin ma się odbyć głosowanie nad umową z UE (lub jej brytyjską wersją, nieuzgodnioną z Brukselą). Jeśli parlament się na nią nie zgodzi (a wszystko wskazuje na to, że właśnie tak będzie), to następne w kolejce jest głosowanie nad "twardym brexitem", czyli takim bez żadnej umowy.
Jeśli i to zostanie odrzucone, jedynym wyjściem będzie przesunięcie ostatecznej daty brexitu, czyli 29 marca. Na to jednak muszą zgodzić się wszystkie państwa członkowskie Unii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl